niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 6

    Jak obiecałam, tak dodaję (ale blog nadal zawieszony :3).  Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Ale już bez przynudzania. Zapraszam do lektury.

"Gdy wchodzi pomiędzy tłum, nakłada swój najlepszy uśmiech, ale pod nim jest tylko załamaną dziewczyną"


       - Jak to nic nie możecie z tym zrobić?!
 - Przykro mi.
 - Jakie "przykro"? Zakon ma najlepszą pomoc medyczną więc czemu nie jesteście w stanie jej pomóc?!
 - Jesteś inteligentnym chłopcem. Powinieneś już zrozumieć, że z tą walką  panienka Salvo musi poradzić sobie sama.
 - Proszę, uspokój się. Amice-chan na pewno nie pomoże twoje zdenerwowanie.
           Tak, teraz pamiętam. Znałam te głosy. Lavi kłócił się z pielęgniarką Black. Był wściekły, a Lena próbowała go uspokoić. Nie rozumiałam tego. Czemu nie mogłam nic zobaczyć? Przecież byłam przytomna. Słyszałam ich. Więc czemu nie mogłam otworzyć oczu? To denerwujące. Nie wiedzieć co się działo było niesamowicie denerwujące.
          Znowu. Ktoś złapał mnie za dłoń. To był Lavi? Nie... jego dłonie są chłodniejsze. Allen?
 - Amika-chan, trzymaj się. Musisz to wygrać.- oznajmił przeklęty dzieciak troskliwym tonem.
     Trzask drzwi. Lavi wyszedł. Westchnienie Allen'a. Taki właśnie był Lavi, prawda? Wybuchowy i łatwo się wkurzał.
 - Nie powiedziałam tego przy Lavi'm, ale to nie jest pierwszy raz kiedy ją to spotkało. Z naszych badań wynika, że zdarzało się to bardzo często. To obciąża niemiłosiernie jej organizm oraz zagraża życiu.
 - Co?! Możesz stwierdzić kiedy było ostatni taki atak?!
 - Około 4 tygodni temu. Wydaje mi się, że zaraz po przybyciu do Zakonu. Jednak nie był aż tak poważny jak ten.
           Mówią o mnie? Tak, raczej tak, ale to niemożliwe. Jakie "zagraża jej życiu"? Black się myli. Gdyby tak było już dawno bym umarła. Chociaż... ja i tak już raz byłam martwa. Co mi szkodzi zginąć po raz kolejny? W końcu nie ważne ile razy mnie zabiją, ja nie umrę.
    Allen i Lenalee wyszli chwilę później. Nic nie mówiłam. Nie próbowałam nawet otworzyć ust. Nic by to nie dało. I tak pewnie nie wydobyłby się z nich żaden dźwięk. Po prostu leżałam próbując ponownie zasnąć. Niestety, nie byłam w stanie.
        Był już wieczór. Dowiedziałam się tego z rozmowy Black i Matron. Ktoś przyszedł. Usiadł przy łóżku łapiąc mnie za dłoń. Zimna. Nie, lodowata. Lavi!
 - Jak się czujesz? Wiem, że mi nie odpowiesz, ale i tak chcę z tobą porozmawiać. Od czego by zacząć? Na początek, przepraszam. Gdybym od razu zauważył... może mogliby ci pomóc.
     Moje ręka drgnęła. Delikatnie zacisnęła się na jego palcach.
 - Amika...?
 - Lavi...- słyszałam mój głos. Był zachrypnięty. Jakbym nigdy go nie używała. Nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek więcej Lavi się wtrącił.
 - Odzyskałaś przytomność?
 - Nie... nie mogę otworzyć oczu.
      Poczułam jak dłoń chłopaka ściska moją jeszcze mocniej. To było dziwne, ponieważ jego dłoń drżała. Czemu?
 - P-przecież masz je otwarte. Nie widzisz mnie?- spytał. Jak to? Nie mogły być otwarte. Przecież. Przecież ja...
 - ... Nic nie widzę.
         Nie było potrzebne nic więcej. Lavi zawołał pielęgniarki, które od razu się mną zajęły. Chwilę później przybiegł Komui z naukowcami oraz Leną i Allen'em. Nie rozumiałam do końca co się wokół mnie działo. To było zbyt skomplikowane, ale już po 4 godzinach leżałam z jakąś gorącą... mazią na oczach. Matron wywaliła wszystkich za drzwi mówiąc, że potrzebuję wolnego. Z jednej strony byłam jej za to wdzięczna. Przynajmniej nie musieli patrzeć na bezradną i bezbronną Amike. Nienawidziłam tego. Bezradności oraz polegania na innych.
       Komui był pierwszym, który odwiedził mnie następnego dnia. Przyszedł z samego rana dopytując się o stan mojego zdrowia oraz samopoczucia. Czy on był idiotą? Kto do diabła byłby szczęśliwy  z bycia przykutym do łóżka i nic nie robienia?! Chyba tylko on. Tak, wystarczałaby mu tylko Lenalee i kawusia. Biedna Lena. Mieć kogoś takiego za brata, naprawdę musi jej być ciężko. Kierownik mówił coś o misjach. Nie można zapomnieć o tym, że przy okazji mnie trochę po wkurzał.
        Nie było jednak tak źle. 4 dni później odzyskałam wzrok. Wszyscy za wyjątkiem Kandy, przychodzili do mnie jak tylko nie byli na misjach. Nie można nie wspomnieć, że było tam nico głośno. Matron często była z tego powodu zdenerwowana, a Black za to miała zawsze dobry humor. Było zabawnie i dzięki temu czas przeleciał bardzo szybko. Mimo to musiałam przesiedzieć tam kolejny dzień na badaniach.
       Jako, że obecnie nie było żadnego Egzorcysty w Zakonie, Komui- choć niechętnie- wysłał mnie na misję przydzielając mi jednego z Poszukiwaczy. Nie miałam mu tego za złe. Ostatnio dość często opadałam z sił. Moja tak zwana "choroba" nasilała się z każdym dniem odkąd byłam w Zakonie. Jedyne co przychodziło mi do głowy jako powód tego było moje drugie Innocense.
      Toma czekał na mnie przy wejściu do Kwatery Głównej. Podbiegłam do mężczyzny uśmiechając się do niego miło.
 - Przepraszam, że kazałam ci czekać. Komui chciał jeszcze ze mną pomówić.- wyjaśniłam. W milczeniu ruszyliśmy w stronę dworca.
         Spoglądałam na bezchmurne niebo za oknem z lekka przymrużonymi powiekami. Byłam cholernie znudzona, a podróż nie miała zakończyć się w najbliższym czasie. Toma już dawno skończył mi wszystko tłumaczyć. Oczywiście nawet na moment nie wszedł do przedziału. Westchnęłam ciężko.
 - Toma... Czy możemy rozmawiać jak cywilizowani ludzie?
 - O czym panienka mówi?
 - No chodź tutaj, nie będę rozmawiała z tobą przez drzwi!
 - N-nie, mi nie wolno tam wchodzić...
       Otwarłam drzwi na oścież opierając się o ich framugę. Przyglądałam się siedzącemu na podłodze i układającemu karty mężczyźnie. Poszukiwacz spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy usiadłam naprzeciw niego krzyżując nogi
 - Nie powinna panienka siedzieć tak na ziemi...
 - Och, zamknij się. Nie siedziałabym tu, gdybyś nie był tak uparty i wszedł do przedziału ze mną porozmawiać.- warknęłam krzyżując ręce na piersiach oraz odwracając wzrok. Przez długi czas siedzieliśmy naprzeciw siebie w całkowitym milczeniu. Nie spoglądałam na poszukiwacza. On był naprawde zaskakujący. Prawdopodobnie całkowicie oddany Black Order.
 - Toma, dlaczego zostałeś Poszukiwaczem?- spytałam przerywając cisze. Mężczyzna spojrzał na mnie. Mój wzrok nadal błądził gdzieś po ścianach korytarza.
 - Prawdopodobnie dlatego, że nie potrafiłem zsynchronizować się z Innocense.- odpowiedział spokojnym tonem. Wbiłam wzrok w podłogę. Naprawdę? Taki był powód? Ale dlaczego? Dlaczego chciałeś być Egzorcystą? Nie wolałeś żyć normalnie? Dlaczego ktoś specjalnie miałby się pchać w objęcia śmierci?
 - Mogę wiedzieć dlaczego panienka dołączyła do Zakonu?- tym razem to on zadał pytanie. Przysunęłam do siebie kolana obejmując je moimi rękoma. Mój wzrok przepełniony był bólem.
 - Nigdy nikt mi nie mówił, że Zakon to cudowne miejsce. Nie zostałam zmuszona, ani nie pragnęłam zemsty na Noah za śmierć mojego brata. Nie chciałam też pomagać ludziom.
 - Więc czemu?
 - No właśnie, czemu? Tak szczerze to sama nie wiem. Jeśli miałabym podać racjonalny powód, to dla ochrony. Earl potrzebuje mnie żywej, a Zakon może ochronić. Tak, taki powód zawsze bym podawała, ale to nie jest ten prawdziwy. Nie ma tego prawdziwego...
    Toma jeszcze przez chwilę przyglądał mi się uważnie.
 - Przepraszam za moją zuchwałość, ale przypomina mi panienka mojego dobrego przyjaciela. Był Egzorcystą, ale nie żyje od 9 lat.- oznajmił. Spojrzałam na niego.- Był zawsze wesoły i szczery do bólu. Nienawidził przemocy oraz niektórych metod stosowanych przez Zakon, ale kochał to miejsce. Naprawdę wspaniały człowiek, a jego młodsza siostra Anne, była dla niego wszystkim. Nazywał się...
 - Matt Nay- przerwałam mężczyźnie. Poszukiwacz spojrzał na mnie.- To mój brat- wyszeptałam.
 - Tak jak sądziłem.
 - Co?!
 - Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę panienka jest strasznie do niego podobna. Choć jesteś wyższa to tak jak on posiadasz delikatne i kruche ciało. Zgaduje, że te twoje częste zasłabnięcia są efektem posiadania dwóch Innocense. Z natury jesteś pogodną i wesołą dziewczyną, ale przeżyłaś wiele bólu, który cię zmienił. Nie chcesz by inni ginęli w twojej obronie, ani nie poznali twoich tajemnic. Jesteście tacy sami.
     Na mojej twarzy pojawił się rozległy rumieniec, kiedy Poszukiwacz skończył mówić. Z jakiegoś powodu nie czułam żalu, ani złości. Uśmiechnęłam się do mężczyzny delikatnie, jednakże szczerze.
 - Naprawdę jesteśmy tacy sami? Jestem szczęśliwa.- oznajmiłam łagodnym tonem. To był jeden z niewielu momentów, kiedy mówiłam z głębi serca. Nie bałam się wydania mojej prawdziwej tożsamości. Wiedziałam, że Toma by tego nie zrobił. On był po prostu zbyt miły.
    Już po chwili zaczęłam się śmiać.
 - Jesteś wspaniały Toma, pierwszy raz komuś o tym powiedziałam. Gdybyś był nieco młodszy mogłabym się nawet w tobie zakochać.- stwierdziłam rozbawiona opierając głowę o ścianę.
 - P-proszę niech panienka nawet tak nie żartuje.- powiedział zażenowany. Wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem po zobaczeniu jego reakcji. Kiedy ostatnio ja się tak śmiałam? Otwarcie pokazywałam szczęście, które odczuwałam? To było 12 lat temu, kiedy Kei nadal żył? Nie, nie wtedy. Później. 9 lat temu. Przed śmiercią Matt'a. Nawet wtedy bywały dni, w których śmiałam się tak jak teraz. Tak jak tylko dziecko śmiać się potrafi. Wystarczyło, że miałam Matt'a, a potrafiłam jeszcze być szczęśliwa.
         Parę razy przesiadaliśmy się z pociągu na statek, ze statku z powrotem na pociąg, a później jeszcze bryczką pod sam hotel. Oczywiście prawie całą resztę podróży spędziłam z Tomą. Naprawdę polubiłam jego towarzystwo. Mężczyzna nie zauważał uszczerbków w moim charakterze, a może po prostu je ignorował? Nie miało to dla mnie znaczenia. Tak długo jak mogłam być przy nim sobą takie szczegóły przestawały się liczyć.
         Siedziałam na peronie uderzając niewielką piłką o kamienną tablicę informacyjną. Miałam na sobie beżowy płaszcz z założonym na głowie kapturem. Moja twarz wyrażała tylko jedno. Znudzenie. Z moich ust wydobyło się ciężkie westchnienie.
 - Niby obiecałam mu, że poczekam i nie będę się wychylać. Jednak mógłby się pośpieszyć, zaczynam się strasznie nudzić.- oznajmiłam sama do siebie spoglądając w zachmurzone niebo. Wokół mnie ciągle przechodzili zapracowani dorośli oraz roześmiane dzieciaki.
           Myślę, że tak naprawdę chciałam mieć takie życie jak oni. Nudną szarą codzienność, w której Matt i mój ojciec umarliby ze starości. Wiele razy o tym myślałam i marzyłam. Tak, wiem. Wiem, że mi nie wolno. Nie wolno mi marzyć. Chwila... Nie wolno? Tak właściwie dlaczego? Dlaczego zaczęłam myśleć, że mi nie wolno? Często to słyszałam żyjąc jeszcze w naszej rezydencji, w Polsce. Chyba najczęściej mówiły to służące. "Marzyłaś? Tobie przecież nie wolno marzyć.", "Co ty pleciesz? Córce rodu Nay nie przystoi marzyć!"
        Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać. Dobrze wiedziałam, ze mijający mnie ludzie przyglądali mi się oszołomieni, bądź niezadowoleni. Nie obchodziło mnie to. Tak naprawdę nie czułam żalu do ludzi, którzy mi to wpajali. To dzięki nim nie mam teraz jakiś wygórowanych i niemożliwych do spełnienia pragnień. To dzięki nim nie marzyłam by było lepiej tylko pogodziłam się z rzeczywistością. I myślę, że gdyby nie oni ja nigdy nie pozbierałabym się po śmierci Matt'a.
          Z zamyślenia wyrwało mnie jakieś zderzenie. Spojrzałam lekko zdziwiona na małego chłopca, który wpadł na moje nogi. Oszołomienie zagościło na mojej twarzy. Tak bardzo przypominał mi Matt'a. Jego niebieskie oczy spoczęły na mnie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie pomagając wstać.
 - Uważaj na przyszłość.- powiedziałam miłym tonem głaskając go delikatnie po głowie. Chłopiec spojrzał w moje oczy. W tym momencie poczułam się ogromnie zaniepokojona.
 - Dziękuje, Anne-neechan!- powiedział biegnąc w swoja stronę. Spoglądałam za nim oszołomiona. Skąd wiedział jak mam na imię?
 - Przepraszam, że tyle to trwało.
          Spojrzałam za siebie dalej oszołomiona słysząc znajomy głos. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc Poszukiwacza. Wstałam gwałtownie obejmując go ramieniem.
 - Toma! Tęskniłam! Znalazłeś coś?!- spytałam rozbawiona. W tym momencie starałam się zrobić wszystko by nie myśleć o tym co przed chwilą miało miejsce.
 - Tylko szczępki informacji.- odpowiedział oficjalnym tonem. Przewróciłam niezauważalnie oczami. Odwróciłam głowę za siebie spoglądając na oddalającego się chłopca. Jego uśmiechnięta buźka spoglądała w moim kierunku. Może był jednym z "nich"? To dlatego znał moje prawdziwe imię? W końcu nikt oprócz najbliższych oraz "ich" go nie znał.
        Nie, to niemożliwe. Jeśli "oni", rzeczywiście gdzieś tu są to po prostu obiecuję, że zakocham się w Lavi'm... Nie! Nie pomyślałam o tym! Takiej propozycji nie było!
         Westchnęłam ciężko odwracając głowę przed siebie. Najpierw zasłabnięcia, śmierć Mikage, a teraz i to? Myślę, że życie ma naprawdę sadystyczne poczucie humoru.
        Mimo wszystko to niepokojące uczucie nie opuszczało mnie. Starałam się o tym nie myśleć, jednak szło mi to dość kiepsko.
       Zatrzymałam się. Toma zrobił to samo spoglądając na mnie lekko zdziwiony.
 - Czy coś się stało?- spytał nie ukrywając zaciekawienia w swoim głosie.
 - Może rozdzielimy się i poszukamy informacji na własną rękę?- spytałam spoglądając na niego.- Obiecuję, ze będę ostrożna.- dodałam pośpiesznie nie pozwalając mu się odezwać. Mężczyzna zastanowił się.
 - Jeśli Komui-san się dowie, będzie zły...
 - W takim razie mu nie powiemy.
 - A jeśli coś ci się stanie?
 - Naprawdę będę ostrożna! Przecież nie można całe życie traktować mnie jak dziecko. Jestem w końcu już dorosła. Poza tym myślę, ze moje drugie Innocense już się uspokoiło.- zapewniałam nie poddając się. Spojrzałam na niego błagalnie. Wiedziałam, że robił to bo wszyscy się o mnie martwili, ale chyba już lekko dramatyzowali. Poszukiwacz westchnął w końcu z rezygnacją.
 - Niech panience będzie. Spotkamy się w hotelu o 23. Proszę się nie spóźnić i na siebie uważać.- oznajmił poważnym tonem. Uśmiechnęłam się szeroko odwracając w drugą stronę.
 - Ta, jasne! Nie martw się, mamciu!- powiedziałam machając mu na pożegnanie. Puściłam się biegiem w stronę, w którą zmierzał mały chłopiec.




Na koniec chcę podziękować Bumi'emu oraz Voo-chan za ciągłe pisanie i motywowanie mnie do tworzenia nowych notek. Zarazem ma do was pewną prośbę. Przestańcie spamić moją pocztę, jak chcecie mnie motywować to róbcie to w realu! Nie mieszkamy daleko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz