poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 5

"Nigdy nie jest za późno na przeprosiny. Czasem jest tylko zbyt późno, żeby wybaczyć."


     Przyglądałam się chłopakowi oszołomiona. Pozostali aktywowali już swoje Innocense. Ja nie byłam w stanie tego zrobić. Nie mogłam z nim walczyć. Nie umiałam.
 - Dla-dlaczego?- spytałam spoglądając w jego niebieskie oczy. 20-latek spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
 - Obiecał mi- odpowiedział uśmiechając się przy tym delikatnie.- Obiecał, że jeśli to zrobię on sprawi, że mnie pokochasz!- wykrzyczał z bólem w głosie. Stałam w jednym miejscu jak sparaliżowana przyglądając się teraz nie Mikage, ale wyszczerzonemu Earlowi. Czułam jak drżałam. Opuściłam delikatnie głowę w dół. Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
 - Amika-chan?- głos zielonowłosej był słyszalny, ale zdawał się być taki odległy. Nie docierał do mnie. Moje spojrzenie było przerażone.
 - Mówiłam... Mówiłam przecież, ze przyjaciele potrafią tylko ranić się nawzajem- wyszeptałam z wyrzutem w głosie. Zacisnęłam moje dłonie w pięści raniąc przy tym skórę.- Earl wykorzystał Mikage by zranić mnie, a ja raniłam go przez całe życie odrzucając jego zaloty. Dlatego nie potrzebuję przyjaciół! Po co komu oni skoro tylko ranią?! Nie chcę czuć imitacji ciepła i bezpieczeństwa przyjaźni! Nie chcę odczuwać bólu odrzucenia i straty! Nigdy więcej!- w jednej sekundzie aktywowałam moje Innocense biegnąc wściekła w stronę 20-latka. Jedno cięcie. Tylko tyle wystarczało bym zrobiła mu na klatce piersiowej śmiertelną ranę. Wszyscy oprócz Millenijnego przyglądali mi się oszołomieni. Wzrok pełen wściekłości i bólu, ale mimo to nie było łez. Nawet w takim momencie nie mogłam płakać.
 - Ami-ka-chan?- wyszeptał upadając w kałużę swojej własnej krwi. Dyszałam ciężko dezaktywując Innocense. Bez ustanku przyglądałam się zawzięcie ciału blondyna, które brało właśnie ostatnie wdechy powietrza. Przyłożyłam dalej zaciśniętą w pięść lewą dłoń do mojej imitacji serca. Czułam jego przyśpieszone bicie. Czy kochałam Mikage tak jak wiele lat temu Kei'a? Czy dlatego właśnie czułam taki ogromny ból? Nie. Kochałam go, ale tylko jak brata. Więc czemu? Czemu utrata jego tak bardzo bolała? Czemu skoro nawet nie posiadałam własnego serca to te cholerne uczucia nie chciały zniknąć? Upadłam na kolana przyglądając się oszołomiona przestrzeni. Earl zdążył się już ulotnić.- Więc jednak. Tak było od zawsze, prawda Amika-chan? Nigdy nie byłem ci przeznaczony, ale mimo to i tak uparcie starałem się ciebie zdobyć. Dlatego teraz umieram, prawda? Plan Boży polegał na rozdzieleniu nas, a ja mu się sprzeciwiłem.- jego głos drżał, ale był zarazem spokojny.
 - Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? "Zamierzam stać się silniejszy by móc cię chronić", ty i te twoje głupie pomysły.- uśmiechałam się delikatnie. Egzorcyści przyglądali nam się uważnie. Usłyszałam długie westchnienie chłopaka.
 - "Nie potrzebuję silnego mężczyzny, ale takiego, który trzymałby się z dala od kłopotów." ta odpowiedź całkowicie mnie zszokowała.
 - Dlatego jesteśmy tacy sami- spojrzałam na niebo za rozwalonym szklanym sufitem.- Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Oboje z całych sił staraliśmy się zmienić przeznaczenie.
   Wzrok blondyna powędrował za mną
 - Tobie się to udało.
 - Nie, jeszcze nie.
  Gris spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Przecież należysz już do Zakonu...
 - Tak długo jak Millenijny istnieje moje przeznaczenie nie zostanie zmienione.- przerwałam mu z goryczą w głosie. Wyraz jego twarzy znacząco posmutniał.
 - Rozumiem.- wyszeptał ponownie spoglądając na niebo. Jego głos był zachrypnięty.- Przepraszam, ale to już koniec.- dodał przymykając delikatnie powieki. Oszołomiona przeniosłam na niego mój wzrok. Po policzkach 20-latka spłynęły ostatnie łzy. Umarł. Pochyliłam się nad jego ciałem potrząsając nim lekko.
 - Mikage?! Mikage! Nie zostawiaj mnie! Tylko nie ty! Mikage otwórz oczy! Nie zostawiaj mnie ponownie samej, proszę!- ton mojego głosu był już całkowicie załamany. Gdybym tylko umiała, płakałabym. Nie przejmowałam się już obecnością Egzorcystów. Pokazywałam po prostu co czułam. Wszyscy troje podbiegli do mnie. Lena kucnęła obok kładąc swoją dłoń na moim ramieniu najwyraźniej chcąc mnie pocieszyć. Ich twarze nadal były lekko oszołomione. Moja twarz ukryta była za włosami.
   Wstałam gwałtownie. Mijając ich ruszyłam w stronę wyjścia. Już po chwili zatrzymałam się.
 - Na co czekacie? Musimy już wracać. Musze powiedzieć o tym jeszcze Hikari przed snem.- oznajmiłam niespoglądająca nawet na nich. Choć bardzo się starałam to nie udało mi się ukryć za chłodem i obojętnością przerażenia w moim głosie. Ponownie ruszyłam przed siebie.- Przepraszam.- wyszeptałam bezdźwięcznie. Egzorcyści już po kilku sekundach ruszyli za mną wstrząśnięci moim zachowaniem.
   Wyszliśmy z budynku. Szybkim krokiem przemierzałam ulice miasta.
        Otwarłam drzwi wchodząc wolnym krokiem do budynku. Egzorcyści weszli zaraz za mną. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Dostrzegłam siedzącą za ladą recepcji i przeglądającą jakąś gazetę Hikari. Przełknęłam nerwowo ślinę zbliżając się do niej. Dziewczyna spojrzała na mnie uśmiechając się przy tym miło.
 - I jak? Znalazłaś coś ciekawego?- spytała pozbawionym trosk głosem. Przymknęłam delikatnie powieki wciągając odrobinę powietrza. Wypuszczając je po chwili otwarłam oczy.
 - Mikage... Nie żyje.- oznajmiłam siląc się na obojętność. Niebieskowłosa spojrzała na mnie oszołomiona wypuszczając z ręki gazetę.- To ja go zabiłam...- dziewczyna uciszyła mnie skinieniem dłoni dalej wstrząśnięta moimi słowami. Już po paru sekundach zaczęłam mówić dalej.- Nie miałam wyboru...
 - Przestań pieprzyć!- morskooka przerwała mi ostrym tonem wstając oraz szarpiąc za moją kurtkę. Egzorcyści podbiegli do nas zdziwieni.- Jakie "Nie miałam wybory"?! Miałaś wybór!- w jej oczach szkliły się łzy. Chwyciłam ją delikatnie za rękę czując ja drży.
 - Był Sprzedawca Dusz.- oznajmiłam beznamiętnym tonem. 24-latka uśmiechnęła się smutno opuszczając lekko głowę i spoglądając w dół. Łzy spływały po jej zaczerwienionych od złości policzkach.
 - A więc się dowiedziałaś...
 - Wiedziałaś?!
 - Oczywiście, ze tak! Był moim bratem- wyszeptała puszczając mnie. Jej ręce zwisały teraz wzdłuż ciała.- Od kiedy? Od kiedy jesteś Kundlem Zakonu?- spytała. Spojrzałam na nią oszołomiona zupełnie jak pozostała trójka.
 - Kundlem Zakonu?- powtórzyłam jej słowa nie rozumiejąc ich. Niebieskowłosa podniosła delikatnie głowę do góry spoglądając na mnie. Jej wzrok był pewny siebie, a zarazem rozczarowany.
 - Amika-chan nigdy nie zabiłaby przyjaciela. Niezależnie od tego czy był cywilem, Egzorcystą, Sprzedawcą Dusz, czy nawet Noah. Nigdy by tego nie zrobiła. Ale Mikage zginął z twojej ręki. Dlatego chcę wiedzieć. Był twoim wrogiem, czy wrogiem Zakonu?
   Moja twarz oprócz oszołomionej była teraz także przerażona. Słowa Hikari bolały, a ja nie mogłam znieść tej napiętej atmosfery między nami. Po raz pierwszy 24-latka zwracała się do mnie z dystansem. Milczałam. Morskooka zacisnęła swoje dłonie w pięści.
 - Zapytam jeszcze raz. Był twoim wrogiem, czy Zakonu?- tym razem jej ton był ostrzejszy. Towarzysze przyglądali mi się uważnie. Opuściłam mój smutny wzrok w dół.
 - Zakonu.- odpowiedziałam krótko. Dziewczyna położyła swoje dłonie na blacie stołu podpierając się na nich.
 - Miło było gościć tu Egzorcystów z Czarnego Zakonu, ale najlepiej będzie jak opuścicie w najbliższym czasie to miejsce.- oznajmiła chłodnym tonem ruszając w stronę drzwi dla personelu.- Ciesze się, że ponownie się spotkałyśmy Amika-chan. Widząc jak bardzo się zmieniłaś nie będę miała problemów z przyłączenia się do Shiro.- powiedziała znikając za drzwiami i pozostawiając nas samych. Spoglądałam za nią oszołomiona drżąc. Było mi zimno. Straciłam Mikage, a teraz jeszcze Hikari. Spodziewałam się tego, ale i tak czułam pustkę. To było już zbyt wiele. Opuściłam głowę odwracając się w przeciwną stronę. Egzorcyści spojrzeli na mnie. Zaciskając dłonie w pięści puściłam się biegiem w stronę wyjścia. Wybiegając z budynku skierowałam się w stronę bocznych alejek. Biegłam przed siebie niezwracająca na nic uwagi. Przechodni przyglądali mi się zdziwieni oraz z uwagą i niechęcią. Nie obchodziło mnie, że pozostali biegli za mną wołając mnie.
   Nawet nie zauważyłam kiedy zatrzymali mnie pod zniszczoną i do połowy spaloną rezydencją. Po kilku sekundach szarpaniny z Lavi'm spojrzałam na nią oszołomiona. Jej ściany były popękane, zwęglone, a niektóre zawalone. Z ogromnych szklanych okien pozostały już tylko drobne resztki i pył. Na jednym z murów, najbliższym i najmniejszym siedział szaroskóry mężczyzna. Przyglądałam mu się uważnie.
 - Wiedziałem, że tu przyjdziesz, księżniczko.- stwierdził uśmiechając się szeroko.
 - Znowu ty?- spytał Lavi, aktywując już swoje Innocense. Chłopak chciał zaatakować Shiro, ale powstrzymałam go ręką.
 - Czego znowu tu szukasz?- spytałam niezbyt zadowolonym tonem.- Nie jestem obecnie w nastroju na zabawy z tobą.
 - Wiem. Mikage zginął, a raczej go zabiłaś. Trochę szkoda, był zabawnym dzieciakiem.- przerwał mi, a jego głos wydawał się być minimalnie smutny. Nie zdziwiło mnie to. Wiedziałam, że ta dwójka zawsze się lubiła.
 - Zawsze cię podziwiał...
 - Tak, racja! Podziwiał mnie! Lubiliśmy nasze towarzystwo! Spójrz co zrobił z ciebie Zakon! Zabiłaś przyjaciela, nawet ja nie byłem w stanie tego zrobić!- Ton jego głosu był teraz wściekły. Słysząc jego ostatnie zdanie zacisnęłam moje dłonie w pięści.
 - Zabiłeś Matta!- odkrzyknęłam. Chłopak spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
 - Chciał cię chronić, ale został zdradzony przez przyjaciół. Ja go nie zabiłem i ty dobrze o tym wiesz.
 - Ale mogłeś go uratować! Był twoim bratem!
 - I co z tego, że był? Matt dostał to, na co sobie zasłużył. Zaufał niewłaściwym osobą i zginął. Ciebie spotka to samo jeśli szybko nie przemyślisz swojego zachowania. W końcu przestaniesz być dla Zakonu użyteczna i po prostu cię porzucą, jak śmiecia.- spoglądałam oszołomiona w przestrzeń. Shiro miał rację. Miał cholerną rację. Przecież od dawna wiedziałam jaki był Zakon. Zachowywałam się jak rozwydrzona 9-latka obwiniając o wszystko Shiro. Znałam całą prawdę o śmierci Matta. Widziałam kto go zabił, ale nie chciałam tego zaakceptować. Byłam głupia obwiniając o wszystko Noah i Milenijnego, świat był o wiele bardziej brutalny. Westchnęłam cicho ruszając wolnym krokiem w stronę hotelu. Egzorcyści szli zaraz za mną
      Kiedy wróciliśmy do hotelu Hikari ponownie znajdowała się w holu. Rozmawiała z Sebastianem. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę pokoju. Minęłam ją bez słowa.
 - Shiro tu był.- powiedziała chłodnym tonem. Zatrzymałam się po kilku krokach zaciskając dłonie w pięści. Egzorcyści spoglądali na nią zdziwieni.
 - I co z tego?
 - Jestem wściekła. Nienawidzę cię. I mam ochotę cię zabić...- przerwała. Moje dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej, ale twarz cały czas pozostawała obojętna. Sebastian nie wtrącał się do naszej wymiany zdań. Nie był na mnie zły, ani coś takiego. Bardziej rozczarowany powodem przez który zabiłam Mikage. Potrafiłam to wyczytać.
 - Stań w kolejce.
 - ... Ale obiecałam mu, że cię ochronię. Mikage zginął z twojej ręki ze swojej winy. Mam gdzieś co sobie w tedy myślałaś. Zginął z uśmiechem na twarzy, zabity przez osobę którą kochał. Właśnie tak jak zawsze pragnął.- dziewczyna odwróciła się w moją stronę podając mi zdjęcie. Nie spojrzała w moją twarz, a ja w jej. Żadna z nas nie miała odwagi tego zrobić. Od razu po tym ruszyła w swoją stronę. Odwróciłam zdjęcie spoglądając na nie oszołomiona. Spojrzałam na odchodzącą razem z Sebastianem, Hikari.- Niech on cię chroni za mnie.- dodała machając mi lekko dłonią na pożegnanie. Na mojej twarzy pojawił się delikatny, a zarazem szczery uśmiech. Dzięki jej słowom byłam szczęśliwa... bardzo szczęśliwa.
   Razem ze zdjęciem dostałam coś jeszcze. Czarną Kartkę z na biało wypisanym tekstem. To były wyjaśnienia oraz informacje. Przeczytałam ją dopiero po powrocie do pokoju. Hikari zawarła tam wszystko co najważniejsze. Przekazałam to wszystko pozostałym dzięki czemu już następnego dnia mogliśmy wracać do Zakonu.
         "  Wierzę, że dalej pamiętasz naszą obietnicę. Poinformuj Zakon, że zniknięcia ludzi było pomysłem Noah na zwabienie Egzorcystów. Wierzę, że ci się uda. I proszę, nie mów nic o "Egzekucji". My po prostu chcemy być wolni, wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę.
                                                                                                       Hikari

PS Masz naprawdę dobrych przyjaciół. Dbaj o nich."
    O 6 rano byliśmy w pociągu wracając do Zakonu. Nikt z "Egzekucji" nie przyszedł się ze mną pożegnać. Tak było nawet lepiej. Siedziałam naprzeciw Lenalee od strony okna. Przez cały czas przyglądałam się trzymanemu w ręce zdjęciu. Na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech.
 - Co to za zdjęcie?- spytał Allen nachylając się nade mną ze swojego siedzenia. Podniosłam wzrok w górę spoglądając na jego przeklętą twarz.
 - Wspomnienie. Bardzo odległe i szczęśliwe.- odpowiedziałam miłym tonem. Lavi wyciągnął z moich rąk zdjęcie przyglądając mu się uważnie.




 - Więc to mała Amika-chan...? Słodka- stwierdził widocznie się rumieniąc. Allen od razu spojrzał na zdjęcie, a jego reakcja była taka sama. Lena przyglądała nam się rozbawiona.- Ta druga też jest całkiem, całkiem. Kim ona jest?- dodał rudzielec spoglądając na mnie. Przyglądałam mu się przez chwilę zdziwiona. Prychnęłam z rozbawieniem.
 - Ona? To Mikage!- oznajmiłam prawie wybuchając ze śmiechu. Pierwszy raz usłyszałam coś tak absurdalnego. To prawda, że Mikage przypominał dziewczynę, ale to i tak było zabawne. Lavi nawet na moment nie odrywał ode mnie swojego oszołomionego spojrzenia.
       W Zakonie byliśmy późno w nocy. Rozmawialiśmy z kierownikiem, ale z powodu nagłego pulsowania w głowie wróciłam już po chwili do pokoju. Komui jak zwykle chciał wszystko wiedzieć, a Egzorcyści tak jak obiecali, nie wspomnieli nawet słowem o "Egzekucji". Od razu po powrocie do pokoju rzuciłam się na łóżko zaciskając dłonie na poduszce.  Wyraźnie słyszałam mój przyśpieszony oddech oraz czułam spływający po ciele pot. Pulsowanie narastało z każdą chwilą. Miałam wrażenie jakby coś rozsadzało mi głowę.
    Dochodziła 13:40 kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka wycierając z twarzy pot. Podpierając się ściany podeszłam do drzwi otwierając je. Pierwszą osobą którą zobaczyłam była Lena, jednak zaraz po tym dostrzegłam stojącego z nią Allen'a. Chłopak trzymał tacę z masą jedzenia. Przyglądałam im się uważnie.
 - Martwiliśmy się o ciebie. Czy wszystko w porządku?- spytała dziewczyna troskliwym głosem przyglądając mi się uważnie. Miałam już potwierdzić, ale zaraz po jej słowach upadłam na ziemię tracąc przytomność.
       Uchyliłam delikatnie powieki spoglądając na biały sufit. Moja głowa już nie pulsowała, a oddech się uspokoił. Widok był lekko zamazany, a dźwięk stłumiony, ale mimo to i tak wyraźnie czułam czyjąś dłoń Ściskającą moją. Spojrzałam w prawo i pierwszym co zobaczyłam była burza rudych włosów. Westchnęłam cicho uśmiechając się delikatnie na widok śpiącej twarzy Lavi'ego. Objęłam jego dłoń. Przymykając powieki ponownie pogrążyłam się we śnie.