wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 1

 "Pierwszy mrok, Misja dla Skazańca"


             Wygrzebałam się na klif. Dwa lata, dwa cholerne lata zajęło mi znalezienie tego chorego Zakonu. Rozglądałam się dokładnie podchodząc wolnym krokiem do budynku. Spojrzałam na obserwującego mnie golema. Nachyliłam się delikatnie do przodu.
 - Ohayo- mój głos był pewny siebie. przymknęłam delikatnie powieki uśmiechając się delikatnie.
 - Kim jesteś? I czego tu szukasz?- Usłyszałam głos mężczyzny dochodzący z golema. Otwarłam moje powieki prostując się.
 - Nazywam się Amika Salvo. Jestem uczennica Generała Cross'a-  odpowiedziałam trochę poważniejszym tonem. Przez krótką chwilę nic się nie działo. Na drzwiach pojawiła się jakaś twarz. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona.
 - Nie martw się, on sprawdza czy nie jesteś Akumą- tym razem z golema wydobył się dziewczęcy głos. Z kamiennych oczy wydobyło się światło skierowane prosto na mnie. Wzrok strażnika bramy powędrował na moje ramię. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Zakryłam to miejsce moją dłonią.
 - To przeklęta! Akuma! Zabierzcie ją stąd!- na mojej skroni pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka
 - To, że jestem przeklęta nie oznacza w cale, że jestem Akumą! Jestem taka sama jak Allen- mój głos był lekko wkurzony. Przyglądałam się teraz golemowi uważnie.

      (Kwatera Główna Czarnego Zakonu)

              Wszyscy przyglądali się czarnowłosej wysokiej dziewczynie stojącej przy bramie. Strażnik zaczął krzyczeć, że dziewczyna jest Akumą, jednak po incydencie z Allen'em zrozumieli, że nie każda przeklęta osoba musi być od razu Akumą. Czarnooka zaczęła się wydzierać na strażnika bramy. Czarnowłosy mężczyzna podszedł do siedzących w pomieszczeniu osób.
 - Czółko, co jest?- spytał upijając z niebieskiego kubka z różowym króliczkiem trochę kawy. Blondwłosy mężczyzna spojrzał na niego.
 - Mówi, ze jest uczennicą Generała Cross'a, wspomniała też o Allen'ie- powiedział nieco znudzonym tonem. Zielonowłosa dziewczyna chciała się już odezwać, ale wszyscy usłyszeli już zdenerwowany głos.
 - Generał Cross mówił, że wysłał do was list!-  powiedziała czarnowłosa chwytając golema za skrzydła i zaczynając nim potrząsać. Wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu spojrzeli na pijącego kawę mężczyznę
 - Kierowniku wiesz coś o tym?
 - Było coś takiego.

     (Wejście do Kwatery Głównej Czarnego Zakonu)

            Stałam przyglądając się golemowi. Twarz z budynku już znikła. Przez większość czasu nić się nie działo. Wielka brama otworzyła się i wyszła z niej młoda dziewczyna. Zielonowłosa podeszła o mnie wolnym krokiem.
 - Witam, jestem Lenalee Lee. Przepraszam za kłopot- powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją.
 - Nic się nie stało. Jestem Amika Salvo- przedstawiłam się. Dziewczyna ruszyła w stronę wejścia. Szłam wolnym krokiem w niewielkim odstępie za dziewczyna. Wszyscy których mijaliśmy przyglądali mi się uważnie, a raczej mojemu tatuażowi znajdującemu się na lewym ramieniu. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, jednak bardzo nie lubiłam być w centrum zainteresowania. Rozglądałam się po wnętrzu budynku. Nie sądziłam, że Kwatera Główna będzie aż tak...ekskluzywna?
 - Aktualnie nie mam za wiele czasu by cię oprowadzić dlatego pokarzę ci tylko parę miejsc- powiedziała zielono włosa uśmiechając się do mnie miło. Nie odezwałam się, ale skinęłam głowa na znak, że rozumiem. Po dłuższej chwili weszłyśmy do wielkiego pomieszczenia. Znajdowało się w nim kilkanaście stołów oraz wielu poszukiwaczy i kilku Egzorcystów. Podeszłyśmy do jednego ze stołów. Siedziało przy nim dwóch chłopaków. Obaj spojrzeli na nas.
 - STRIKE!- krzyknął rudzielec. Spojrzałam na niego. Zielonowłosa westchnęła cicho wskazując chłopaka.
 - To Lavi, myślę, że szybko się poznacie- powiedziała uśmiechając się do mnie miło. Mój wzrok powędrował w stronę białowłosego. Zobaczyłam na jego czole pentagram dzięki czemu od razu go poznałam. Dziewczyna dostrzegła mój ruch.
 - Jestem Allen Walker- powiedział uśmiechając się szeroko. W ogóle się nie odzywałam. Lenalee wskazała na mnie.
 - To jest Amika Salvo- fioletowooka przedstawiła mnie. Skinęłam delikatnie głową na powitanie. Wyraz mojej twarz był od jakiegoś czasu obojętny.
 - Miło cie poznać- spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka. Następnie przeniosłam mój wzrok na rudzielca, którego wyraz twarzy wskazywał całkowitą nieobecność.
 - To się jeszcze okaże czy "miło"- stwierdziłam chłodnym tonem. Słysząc ton mojego głosu przez ciała chłopaków przeszły niemiłe dreszcze.
 - Czy mogła byś ich nie straszyć? A przy okazji nazywa się Komui Lee, jestem kierownikiem- spojrzałam w stronę źródła tego głosu. Podszedł do nas wysoki mężczyzna o czarnych włosach. W ręce trzymał niebieski kubek z różowym króliczkiem. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem- Cóż to za wroga aura?- spytał uśmiechając się do mnie miło. Mężczyzna odwrócił się w stronę długiego korytarza ruszając wolnym krokiem przed siebie- Chodź ze mną, Hevlaska już czeka-  powiedział. Spojrzałam na zielonowłosą która skinęła tylko twierdząco głową. Wolnym krokiem ruszyłam za kierownikiem. Szliśmy w całkowitym milczeniu. Po dłuższej chwili kierownik zatrzymał się, zrobiłam to samo. Miejsce gdzie staliśmy zaczęło jechać w dół. Dopiero teraz zauważyłam, że była to winda. By utrzymać równowagę złapałam się delikatnie poręczy. Po krótkiej chwili winda zatrzymała się. Przed nami pojawiła się ogromna, biała postać. Zdziwiłam się na jej widok. Kobieta ujęła mnie w swoją dłoń. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie. Nie minęło kilka sekund zanim zemdlałam.
                Otwarłam delikatnie powieki. Na początku wszystko było za mgłą, jednak po kilku sekundach zobaczyłam stojącego niedaleko mnie kierownika. Z leżenia przeszłam do siadu, a w następnej chwili wstałam. Mężczyzna przyglądał mi się szeroko uśmiechnięty. W ogóle nie rozumiałam ludzi z tego Zakonu. Byli dla mnie mili choć w ogóle mnie nie znali, a na ich twarzach przez cały czas widniały uśmiechy. Z zamyślenia wyrwał mnie głos kierownika.
 - Mam dobre wieści, twoja kompatybilność z Innocense wynosi 100%- powiedział. Zdziwiłam się lekko. Wiedziałam, że była duża, ale nie sądziłam, że aż tak wysoka. To był w końcu poziom do zostania generałem. Skinęłam delikatnie głową. Zobaczyłam, że byliśmy już na korytarzu. Spojrzałam na uśmiechającego się mężczyznę. Kierownik przyglądał mi się uważnie, a raczej mojej mojej bransolecie na lewym ramieniu- Twoje Innocense jest uszkodzone, prawda?- spytał. Zakryłam bransoletę dłonią.
 - To nic takiego, za kilka godzin będzie jak nowa.
 - O nie, nie nie, trzeba je jak najszybciej naprawić. Chodź ze mną- niechętnie ruszyłam za mężczyzną. Po dłuższej chwili weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Na moje oko wyglądało trochę jak pokój tortur. Ściągnęłam z mojego ramienia bransoletę kładąc ją na stole. Oparłam się plecami o ścianę przy drzwiach. Kierownik wyciągnął jakieś narzędzia zaczynając "naprawiać" moje Innocense. Stałam bez ruchu z lekko przymrużonymi oczami. Moja głowa była delikatnie opuszczona w dół. Minęło gdzieś koło godziny nim Komui skończył z "naprawą" mojej bransolety. Czarnowłosy oddał mi moje Innocense. Od razu założyłam je na ramię. Bez niego czułam się nieswojo oraz trochę bezbronnie.- Z tego co widzę to nie jesteś zbyt chętna do pokazywania jej komukolwiek- stwierdził miłym tonem. Spiorunowałam mężczyznę wzrokiem.
 - To nie jest interes Zakonu- mój głos dalej był chłodny, jednak po przysłuchaniu się mu trochę dokładniej można było dosłyszeć w nim smutek.
 - Więc uważasz, że wszystko co robimy lub mówimy jest kontrolowane przez tych z góry?- głos kierownika ie był ten sam. Teraz dokładniej słychać w nim było zainteresowanie.
 - Niekoniecznie, jednak... nie umiem wam zaufać- czarnowłosy zaśmiał się spoglądając na mnie. Mężczyzna ruszył wolnym krokiem w stronę wyjścia.
 - Nie zmienię twojego zdania na nasz temat- stwierdził wychodząc z pomieszczenia. Wyszłam zaraz za nim kierując się w stronę jadalni. Nie miałam ochoty spędzać czasu z tymi ludźmi dłużej niż było to konieczne, ale musiałam coś zjeść. Podeszłam do okienka.
 - Nowa twarz, co podać panienko?- spytał kucharz uśmiechając się do mnie miło. Zastanowiłam się przez krótką chwilę.
 - Zjadła bym naleśniki- odpowiedziałam. Już po chwili mężczyzna podał mi talerz pełen naleśników polanych syropem. Lenalee zawołała mnie do ich stolika. Usiadłam obok zielonowłosej naprzeciw Allen'a, Lavi'ego I Krory'ego. Już po chwili podeszli do nas naukowcy. Zaczęliśmy rozmowę.
 - Moje wymiary?- spytałam lekko zdziwiona spoglądając na trzymającego metr niskiego chłopaka.
 - Musze stworzyć dla ciebie idealny uniform.- oznajmił. Zgodziłam się. Już po chwili podjął rozmowę sam ze sobą o moim idealnym stroju. Wszyscy przyglądali się mojej zdezorientowanej minie rozbawieni. Wróciłam do pokoju dopiero po godzinie. Egzorcyści, ani naukowcy nie chcieli mnie wypuścić z jadalni wcześniej. Wzięłam prysznic kładąc się do łóżka. Białe ściany, komoda, szafa, łóżko i łazienka, nic poza tym. Pokój wydawał się pusty. Usnęłam dość szybko.
           Otwarłam oczy gwałtownie siadając. ciężko oddychałam, a pot spływał po moim czole. Miałam straszny sen, a raczej wspomnienie. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 8. Wstałam wchodząc do łazienki i biorąc poranny prysznic. Wyszłam już w nowych ubraniach. Wolnym krokiem zeszłam do jadalni. Wszyscy przyglądali mi się uważnie. Przewróciłam oczami podchodząc do okienka.
 - Co dla ciebie panienko?- spytał czarnowłosy mężczyzna przyglądając mi się z uśmiechem na twarzy.
 - Poproszę tylko kawę- odpowiedziałam obojętnym tonem. Kucharz spojrzał na mnie z politowaniem. Jego wzrok mnie zdenerwował, ale nie ukazałam tego.
 - Taka mała i chuderlawa dziewczyna, teraz to już nie dziwne dlaczego- skomentował, ale dał mi jedynie kawę tak jak poprosiłam. Wzięłam ją siadając przy pustym stole. Nikt z obecnych w jadali ludzi nie odważył się do mnie podejść. Wolałam to, chodź milej byłoby gdyby jeszcze odrzucili ode mnie oczy. Już po krótkiej chwili dosiali się do mnie Allen z masą jedzenia, Lavi, Krory, Miranda i Lenalee. Na ich twarzach widniały szerokie uśmiechy. Ich rozmowa której się nie przysłuchiwała była bardzo żywa. Westchnęłam ciężko spoglądając na nich roześmianym wzrokiem. Cała piątka spojrzała na mnie zdziwieni.
 - Czy coś się stało, Amika-chan?- spytała zielono włosa. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona jednak już po chwili wróciłam do mojej obojętności.
 - Nie, tylko troszkę się zamyśliłam- powiedziałam. Mimo mojego przekonującego tonu młody Bookman przyglądał mi się uważnie. Johny przyniósł mój idealny- według niego- uniform Egzorysty. Obiecałam mu, że założę go zaraz po śniadaniu.
 - Lavi, Allen, Lenalee, Amika przyjdźcie do mojego gabinetu jak skończycie. Mam dla was misje- kierownik pojawił się w jadalni tylko na chwilę. A dokładniej to tylko po to by nas o tym poinformować. Dokończyłam moją kawę już po kilku sekundach jednak cierpliwie zaczekałam na pozostałych. Wszyscy razem weszliśmy do gabinetu kierownika. Wszyscy troje usiedli na kanapie. Oparłam się o nią przyglądając kierownikowi uważnie.- Na południu Danii w domu kultury istnieje broszka po której dotknięciu niektórzy ludzie zamieniają się w proch. Możliwe, że jest to Innocence, chcę byście to sprawdzili- oznajmił. Wróciłam do pokoju po najpotrzebniejsze rzeczy.
          Wszyscy siedzieliśmy w pociągu w wagonie zarezerwowanym dla Egzorcystów. Miałam na sobie uniform Czarnego Zakonu przygotowany przez Johnny'ego. Składał się z krótkich spodenek, wysokich za kolana butów oraz krótkiej kurtki z jednej strony długim rękawkiem. Milczałam spoglądając na zmieniający się co sekundę krajobraz za oknem. Nie zwracałam uwagi na wygłupy chłopaków. Oboje przypominali mi z zachowana ludzi których znałam. Tych których nie miałam prawa nazywać już przyjaciółmi.
 - A co z tobą, Amika-chan?- spytała Lenalee siadając koło mnie. Chłopcy usiedli naprzeciw nas. Spojrzałam na nich lekko zdziwiona.- Nic o sobie nie mówisz tylko słuchasz- stwierdziła uśmiechając się do mnie miło.
 - Nie mam nikomu nic do powiedzenia. Moje życie nie jest czymś wartym wspominania, a co dopiero mówienia o nim innym- oznajmiłam obojętnym tonem z nutką goryczy.
 - Hę, o czym ty mówisz?- spytał Allen przyglądając mi się uważnie. Spojrzałam na niego wzdychając ciężko.
 - O tym, że nie mam wam nic ciekawego do opowiedzenia. Nie znałam mojej matki, umarła przy porodzie, a ojca nie pamiętam. Spłoną żywcem na moich oczach jak miałam 4 lata. Pamiętam tylko tyle, że był wspaniałym człowiekiem. Tyle z mojej historii.- ponownie przeniosłam mój wzrok na krajobraz. Na miejsce dojechaliśmy już po kilku godzinach. Wyszliśmy z pociągu zmierzając wolnym krokiem w kierunku gospody w której mieliśmy wynajęte pokoje. Podróż zajęła nam praktycznie cały dzień więc nie było mowy o szukaniu Innocense o tej porze. Już po krótkiej chwili weszliśmy do budynku, Allen z Lenalee poszli po klucze.
 - Nie rozumiem cię- powiedział nagle Lavi nie spoglądając na mnie. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
 - Ja nie rozumiem tego co właśnie powiedziałeś
 - W pociągu nie chciałaś z nami rozmawiać, byłaś także nieobecna, ale w czasie śniadania twoje oczy były radosne i odzyskały wyraz- oznajmił miłym tonem. Spojrzałam na podchodzącą do nas dwójkę. Z powrotem przybrałam obojętny wyraz twarzy.
 - Zauważasz najdziwniejsze rzeczy. Nawet jeśli były nie ma to znaczenia- stwierdziłam nie wzruszona jego słowami.
 - Dla mnie ma. Chcę z powrotem zobaczyć tamte oczy. Ponieważ sądzę, że się w nich zakochałem- powiedział uśmiechając się do mnie szczerze oraz ruszając za Allenem i Lenalee w stronę naszych pokoi. Przyglądałam mu się zdziwiona. Poszłam w jego ślady zastanawiając się nad jego słowami. Były one dla mnie bez znaczenia, ale nie mogłam przestać o nich myśleć. Pokręciłam głową odganiając od siebie te myśli. Nie mogłam sobie pozwolić na zaprzątanie mojej głowy takimi nic nie znaczącymi szczegółami. Weszłam do jednego z dwóch pokoi, który dzieliłam z Lenalee. Dziewczyna od razu po przyjeździe wzięła kąpiel. Stałam na balkonie z książką w ręce spoglądając na zachodzące słońce, kiedy zielono włosa wyszła z łazienki. Czułam na sobie spojrzenie jej fioletowych oczu. Spojrzałam na nią kątem oka. Jej twarz wydawała się poważna.
 - Czy coś się stało?- spytałam odwracając się w jej stronę. Chłodny wiatr czesał moje włosy. Szesnastolatka była zmieszana.
 - W pociągu, kiedy mówiłaś o swoich rodzicach... ton twojego głosu był spokojny i obojętny. To mnie trochę zdziwiło- stwierdziła. Westchnęłam cicho zamykając książkę i wchodząc do pokoju.
 - Nie dziwi mnie to. Po tym wydarzeniu, kiedy straciłam wszystko co było dla mnie ważne postanowiłam podążać najtrudniejszą drogą jaką może wybrać ktokolwiek na tym świecie. Postanowiłam wyzbyć się moich uczuć dla własnej ochrony. To była jedyna droga jaką wybrałam i podążam nią dalej. Wszyscy na tym świecie są mi obojętni, a wydarzenia nie mają znaczenia dopóki bezpośrednio nie dotyczą mnie.- dziewczyna przyglądała mi się zdziwiona. Odłożyłam książkę na komodę zabierając ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy. Weszłam do łazienki biorąc szybki prysznic. Wyszłam z niej już po krótkiej chwili w całkowicie nowych ciuchach. Lenalee siedziała na swoim łóżku dalej lekko poruszona moimi słowami. Uniform Czarnego Zakonu położyłam na krześle wchodząc pod kołdrę.- Jutro będziemy mieli parę spraw na głowie, lepiej idź już spać-  oznajmiłam przymykając lekko oczy
        Wstaliśmy bardzo wcześnie. Śniadanie zjedliśmy w pobliskiej restauracji, pod przymusem Allen'a i Lavi'ego zjadłam jajecznice. Następnie wyruszyliśmy do tego całego domu kultury. Weszliśmy do budynku  nie widzieliśmy w nim nikogo oprócz nas. Przekleństwo na moim ramieniu zaczęło mnie drażnić, a to oznaczało tylko jedno.
 - Allen
 - Ta- oko białowłosego zaczęło świecić na czerwono od razu po pojawieniu się na naszej drodze ludzi, a raczej Akum. Bez ostrzeżenia pobiegłam przed siebie w ich stronę.
 - Innocence aktywacja!- powiedziałam. Moja srebrna bransoleta zniknęła, a w mojej dłoni pojawiła się dwumetrowa kosa. Jednym atakiem przecięłam w pół trzy Akumy. W kilka sekund pozbyłam się wszystkich demonów. Pozostała trójka nie zdążyła nawet zareagować. Dezaktywowałam Kryształ. Podeszłam do zamkniętej za szybą, świecącej na zielono broszkę. Rozwaliłam szybę wyciągając spinkę. Podeszłam do zszokowanych Egzorcystów.- Wygląda na to, że zabijała tylko Akumy- powiedziałam. Spojrzałam na ich zszokowane miny lekko zdziwiona.- C-czy coś się stało?- spytałam niepewnym tonem.
 - Jesteś niesamowita- stwierdzili Allen i Lenalee. Lavi przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na twarzy. Na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec pod wpływem ich komplementów. Odwróciłam lekko głowę rzucając im Innocence.
 - Nie mówcie nieistotnych rzeczy, jesteśmy na misji- powiedziałam ruszając w swoja stronę. Wszyscy troje ruszyli zaraz za mną. Poczułam silny ból głowy, ale nie dałam po sobie nic poznać Już po chwili znaleźliśmy się na peronie. Do odjazdu naszego pociągu mieliśmy czas więc poszliśmy coś zjeść. Allen zamówił całą górę różnorodnych potraw. Siedziałam przy oknie popijając kawę. Spoglądałam na roześmianych ludzi chodzących po peronie. Przed moją twarzą pojawił się talerz z naleśnikami polanymi syropem. Spojrzałam zdziwiona na białowłosego.
 - Jak czegoś nie zjesz to będziemy się o ciebie martwić- oznajmił. Byłam nie ugięta, ale jeśli chodziło o to, że miałam coś zjeść to przegrywałam z Allen'em. Wolałam poddać się od razu niż marnować energie wykłócając się z nim na takie bezsensowne tematy. Przez cholerny żołądek kiełka prawie spóźniliśmy się na pociąg. Ponownie siedziałam przy oknie z dala od pozostałych. W pewnym momencie Lavi usiadł naprzeciw mnie. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Przyglądałam mu się przez chwilę.
 - Drugi raz- powiedział w końcu przerywając milczenie.
 - O czym ty tym razem mówisz?- spytałam obojętnym tonem.
 - Kiedy cie pochwaliliśmy to się zarumieniłaś, a w twoich oczach ponownie pojawił się ten wyraz- stwierdził. Przewróciłam oczami uśmiechając się delikatnie. Nie rozumiałam żadnego z nich, byli otwarci, radośni, nie mieli żadnych problemów. Byli jednymi z pierwszych umiejących mnie rozbawić. Byli ciekawscy, ale dopóki nie pytali ze szczegółami o moją przeszłość było dobrze. Lenalee podeszła do nas siadając koło rudzielca.
 - Amika-chan, wczoraj twoje słowa były...okrutne- powiedziała niepewnym głosem. Przeniosłam mój wzrok na krajobraz za oknem.
 - Jeśli cię zraniłam, przepraszam. Nie chciałam tego robić, ale wolę brutalną prawdę niż słodkie kłamstwa- oznajmiłam beznamiętnym tonem. Lavi przyglądał się nam przenosząc swój wzrok z jednaj na drugą.
 - To nie tak, że mnie uraziłaś. Ja po prostu dalej nie mogę do końca zrozumieć twoich słów
 - Może lepiej nie próbuj. Tylko bardziej byś się przeraziła
        Był późny wieczór kiedy wróciliśmy do Zakonu. Komui był jedyną osobą która nas przywitała. Minęłam go kierując się w stronę mojego pokoju.
 - Amika-chan chciałbym z tobą porozmawiać.- oznajmił zmierzając w stronę Hevlaski. Westchnęłam ciężko ruszając za nim. Już po chwili znaleźliśmy się przy białej postaci. Oddałam jej Innocense, które chwilę wcześniej dał mi Allen.Spojrzałam na kierownika.- Jak twoja pierwsza misja?- spytał. Wzruszyłam ramionami obojętna.
 - Nic nadzwyczajnego
 - Na pewno?
 - Nic z tych rzeczy które mogła bym ci powiedzieć
 - Dlaczego?

 - Nie ufam wam.
 - Chodź, przekonasz się czy możesz nam zaufać- powiedział wychodząc z pomieszczenia. Stałam w jednym miejscu bez ruchu, jednak już po kilku sekundach ruszyłam za kierownikiem. Co mnie do tego skłoniło? Zapewne zwykła ciekawość. Chodź w sumie Matt zawsze ufał Egzorcystą. Wiele mi o nich mówił i nigdy nic złego. Czarny Zakon był dla niego jak drugi dom. Jednak oboje byliśmy inni. On może i czuł się tutaj dobrze, jednak ja nie umiałam im zaufać. Wiedząc, że on już nie żyje? Nie. Nie było takiej opcji. Wolnym krokiem podążałam za wysokim mężczyzną. Droga którą szliśmy wskazywała jadalnię. Po dłuższej chwili kierownik zniknął mi z oczu wchodząc do pomieszczenia. Do jadalni weszłam zaraz za nim. Zdziwiona zatrzymałam się gwałtownie. Praktycznie chyba wszyscy którzy byli obecnie w Czarnym Zakonie znajdowali się teraz w tym pomieszczeniu. Ponad ich głowami widniał wielki napis "Witaj w domu Amika". W domu? Czy mogłam nazwać to miejsce moim domem? Skoro już się tu znalazłam dowództwo na pewno dobrowolnie nie pozwolą mi odejść. Tak więc nie miałam innego wyboru jak się do tego po prostu przyzwyczaić. Lenalee podeszła do mnie wręczając mi biały kubek z jakimś napojem. Były na im moje inicjały.
 - Od teraz należy do ciebie- powiedziała miłym tonem. Wzięłam go od dziewczyny. Wszyscy zaczęli mi się przedstawiać, niektórzy nawet zaczęli opowiadać mi o Zakonie. Wyraz mojej twarzy ani na chwilę się nie zmienił, cały czas wskazywał całkowitą obojętność, choć można było dostrzec na niej także zdziwienie oraz zmieszanie.
                Stałam opierając się o stół. Wszyscy wydawali się dobrze bawić, wszyscy oprócz mnie. Byłam całkowicie nieobecna. Mój umysł wędrował do najdalszych wspomnień. Kątem oka dostrzegłam stojącego pod ścianą czarnowłosego Egzorcyste. Chłopak miał długie włosy, był Japończykiem. Czarno włosy nie przedstawił mi się i sądząc po jego twarzy nie miał zamiaru. Był całkowicie inny niż reszta zakonu. Tajemniczość i obojętność przez cały czas gościły na jego twarzy. Przyglądałam się chłopakowi uważnie.
 - To Kanda, zawsze się tak zachowuje. To cud, że w ogóle tu przyszedł.- spojrzałam na roześmianego chłopaka. Biało włosy podszedł do mnie także opierając się o stół. Chłopak przyglądał mi się uważnie.- Ty także jesteś przeklęta, prawda? To dlatego mogłaś wyczuć Akumy, tam w domu kultury. Twoje przekleństwo to ten tatuaż- oznajmił. Westchnęłam cicho.
 - Spostrzegawczy jesteś- stwierdziłam obojętnym tonem.
 - Co mamy zrobić, żebyś zaczęła się śmiać?- spytał. Biało włosy przyglądał mi się teraz szeroko uśmiechnięty. W moich oczach pojawiło się zdziwienie. Nie rozumiałam po co ktoś kto ie nawet nie znał chciałby bym była szczęśliwa. Po kilku sekundach ponownie wróciłam do mojego obojętnego wyrazu twarzy.
 - Nie wysilaj się, ostatni raz śmiałam się 12 lat temu- Walker przyglądał mi się teraz zdziwiony. Czy to, że ktoś się nie śmiał od 12 lat naprawdę było takie dziwne? Wzruszyłam ramionami. Uprzedzając kolejne pytanie Allen'a powiedziałam.- To nie dziwi tak bardzo jak się wie kim jestem- mój głos nie był już obojętny. Raczej chłodny i zdystansowany.
 - Wiem kim jesteś.- spojrzałam na chłopaka zdziwiona.- Jesteś Amika Salvo, Egzorcysta oraz nasza towarzyszka- dodał widząc moje zdziwione spojrzenie. Zaczęłam się śmiać. Jednak nie dlatego bo powiedział coś zabawnego, mój śmiech był ironiczny.
- Mogę być jedna z klanu Noah. Wszyscy jesteście nieostrożni oraz naiwni-  powiedziałam odchodząc od szarookiego. Podeszłam wolnym krokiem do siedzącego przy ścianie rudzielca.- Kto by pomyślał. Nasz rudzielec tak bardzo boi się pielęgniarki Matron, że nieudolnie stara się ukryć swoje rany- stwierdziłam z kpiącym uśmiechem na twarzy. Młody Bookman spojrzał na mnie lekko zdziwiony. W odpowiedzi wskazałam głową lego lewą rękę. Spod rękawa kurtki wystawał lekko zakrwawiony bandaż. Chłopak odrazy go zakrył.
 - To nic takiego- oznajmił poważnym tonem. Westchnęłam cicho. Pociągnęłam zielonookiego za rękę za mną. Skierowałam się w stronę mojego pokoju.
 - Działacie mi na nerwy, ale jeśli wykrwawił byś się na śmierć to wiedząc tej ranie miała bym cie na sumieniu, a na serio tego nie lubię- oznajmiłam sarkastycznie. Otworzyłam drzwi pokoju wchodząc do niego.- Usiądź- chłopak od razu wykonał polecenie siadając na krawędzi łózka tuż przy komodzie. Podeszłam do szafy wyciągając z jej niewielką apteczkę. Usiadłam tuż obok rudzielca. Ściągnęłam z jego ręki zakrwawiony bandaż. Niewiele powyżej nadgarstka znajdowała się dość głęboka cięta rana. Uniosłam delikatnie jedną brew do góry.- Nic takiego?- po odkażeniu rany zaczęłam zakładać na nią szwy. Skończyłam już po krótkiej chwili. Rękę chłopaka zabandażowałam nowym bandażem. Rudzielec przeglądał się uważnie temu co robiłam. powoli odniosłam apteczkę na swoje miejsce.- Nie nadwyrężaj reki, a szybko się zagoi- powiedziałam zamykając drzwi od szafy.
 - Nieźle sobie z tym poradziłaś- stwierdził trochę milszym tonem. Spoglądałam przez kilka sekund smutnym wzrokiem na drzwi szafy. Podeszłam wolnym krokiem do biurka siadając na nim przodem do osiemnastolatka.
 - Mój brat był Egzorcystą. Czarny Zakon nazywał swoim drugim domem. Nauczył mnie tego wszystkiego bym mogła mu pomagać, gdy był poraniony.
 - Gdzie jest teraz twój brat?
 - Nie żyje, od 9 lat. Jeden z klanu Noah go zamordował na moich oczach- mój głos w cale nie był smutny, jedynie obojętny. Uśmiechnęłam się ironicznie.- Zapisałeś już wszystko Bookman'ie?- tym razem to ja zadałam pytanie. Lavi zaśmiał sie krótko.
 - Coś mi się wydaje, że za nami nie przepadasz.
 - Nie, nie wydaje ci się. Irytujecie mnie swoja łatwowiernością oraz naiwnością. W dodatku ciagle sie uśmiechacie co także jest denerwujące. Jednak najbardziej wnerwiają mnie słowa "Witaj w domu" to miejsce nie jest moim domem i nigdy nie będzie. Mój dom jest daleko stąd i nie mam zamiary do niego wracać.
 - Czyli prosisz byśmy nie byli dla ciebie mili bo przypomina ci to o domie?
 - Przestań!
 - Ale co ja robię?
 - Jesteś dla mnie miły
 - Przepraszam taki nawyk
 - Nie przepraszaj- westchnęłam ciężko- Traktuj mnie tak jak ja traktuję was. Bądź całkowicie obojętny na to co robię bądź mówię, a wszystko powinno być dobrze
 - Ale będąc obojętnym będę się czuł dziwnie
 - Rób co chcesz. Życzę powodzenia, ale tego muru nie przeskoczysz- powiedziałam kierując się w stronę drzwi.
 - Jakiego muru?- zatrzymałam się gwałtownie z dłonią na klamce. Spoglądałam na nią nieobecnym wzrokiem.
 - Mur stworzony ze samotności chroniący mnie przed innymi oraz sama sobą- odpowiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Szybkim krokiem skierowałam się z powrotem w stronę jadalni. Rudzielec wyszedł zaraz za mną. Chłopak podbiegł do mnie idąc obok.
 - Samotność jest nudna, lepiej jest mieć przyjaciół.
 - Miałam przyjaciół, ale ich zraniłam. Wole być samotną i się nudzić, niż mieć przyjaciół i widzieć jak cierpią.
 - Przyjaciele są także po to by pomagać nam nosić rany bólu otrzymane przez życie.
 - Rany które otrzymałam i rany które zadałam. Wiele lat temu ich ilość uśmierciła wielu ważnych dla mnie ludzi. Nie będę więcej się nimi dzielić
.- weszliśmy do pomieszczenia  Wszyscy dalej w nim byli. Lavi objął mnie ramieniem za szyje, a druga ręka wskazał śmiejących się ludzi.
 - My wszyscy nosimy wspólny ból. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych  Wystarczy, że pozwolisz nam się do siebie zbliżyć, a będziemy w stanie ci pomóc.- zdziwiona przemierzyłam twarze wszystkich kończąc na szeroko uśmiechniętym rudzielcu. Poczułam, że na moją twarz wpływa delikatny rumieniec.- To co, spróbujemy?- spytał spoglądając na mnie. Założyłam ręce na piersi krzyżując je i odwracając wzrok.
 - Nie ma mowy- powiedziałam choć stanowczym to nieco przychylniejszym tonem niż zazwyczaj. Lavi pociągnął mnie za rękę w stronę roześmianych członków Czarnego Zakonu. Allen i Lenalee spojrzeli na mnie zdziwieni.
 - Chciałaś coś powiedzieć?- spytał rudzielec nachylając się nade mną delikatnie.
 - Już mówiłam, że tego nie zrobię- oznajmiłam przymykając delikatnie oczy obrażona. Usłyszałam śmiechy. Kątem oka spojrzałam na śmiejąca się trójkę Egzorcystów.- Niech ci będzie. Nie zmienię się, ale będę starała się być nieco milsza- powiedziałam zrezygnowanym tonem. Z ich twarzy nie znikały szerokie uśmiechy. Przez resztę wieczoru uczyłam się bycia miłą dla innych. Choć moja chłodność dość często dawała o sobie znać to pozostali komentowali to śmiechem. Mimo wszystkiego dalej nie byłam w stanie się tak beztrosko śmiać czy otworzyć choć odrobinę bardziej. Kandy już nie zdążałam poznać. Kiedy razem z Lavi'm wróciliśmy do jadalni jego nie było. Powiedzieli mi, że to u niego jest normalne, ale naprawdę mnie zaciekawił. Byłam pewna, że gdzieś już słyszałam jego imię. Przemierzyłam pomieszczenie wzrokiem. W jednej chwili zaczęło mi się kręcić w głowie. Spojrzałam na śmiejących się Egzorcystów.- Wybaczcie, ale wrócę już do pokoju. Jestem nieco zmęczona- powiedziałam, a wszyscy skinęli w odpowiedzi głowami. wolnym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju. Usłyszałam kilka szybkich kroków i już po kilku sekundach Lavi szedł koło mnie.
 - Odprowadzę cię, nie wyglądasz najlepiej- stwierdził. Opuściliśmy już pomieszczenie.
 - Nie musisz, nic mi nie jest- powiedziałam co jednak nie było do końca prawdą. Zaraz po tych słowach kolana ugięły się pode mną, a ja zaczęłam upadać na ziemie. Rudzielec złapał mnie w samą porę.
 - Właśnie widzę- stwierdził ironicznie biorąc mnie na ręce. Osiemnastolatek ruszył w stronę mojego pokoju. Od razu poczułam jakieś dziwne i znajome uczucie. Wtuliłam twarz w tors zielonookiego uśmiechając się przy tym delikatnie.
 - Shiro także mnie tak nosił- wyszeptałam dziecinnym głosem. Młody Bookman spojrzał na moją smutna twarz zdziwiony. Przymknęłam delikatnie powieki.- Szkoda, że jest jednym z nich- dodałam po krótkiej chwili usypiając.

sobota, 9 lutego 2013

Prolog



           Czarnowłosa dziewczynka siedziała przy oknie spoglądając w zamyśleniu na gwiazdy. Była całkowicie sama w wielkim pomieszczeniu robiącym za salon. Dziewczynka mogła mieć jakieś 10 lat. Miała na sobie krótkie fioletowe spodenki oraz za duży czarny podkoszulek. Jej kolorowe oczy były bez wyrazu, zupełnie martwe. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Powoli przekręciła głowę spoglądając na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Chłopak uśmiechnął się szeroko widząc spoglądającą na niego kolorowooką. Dziesięciolatka uśmiechnęła się blado. Czarnowłosy podszedł do niej wolnym krokiem.
 - Witaj w domu braciszku- powiedziała. Jej głos był melodyjny oraz delikatny.
 - Anne-chan dlaczego jeszcze nie śpisz?- spytał dźwięcznym oraz pewnym głosem. Wzrok czarnowłosej posmutniał. Złotooki objął swoją siostrę rozumiejąc co oznaczały te oczy.- Znów miałaś ten sen, prawda?- dziewczynka skinęła w odpowiedzi twierdząco głową bardziej wtulając się w tors chłopaka. Dwudziestoczterolatek westchnął kucając przed blado-skórą. Chłopak spojrzał w kolorowe oczy dziewczyny.- Anne-chan, jest późno, a ty jesteś śpiąca. Zmykaj do łóżka i zapamiętaj, zawsze jestem przy tobie- powiedział. Czarnowłosa objęła za szyję chłopaka po czym skierowała się w stronę swojego pokoju. Anne weszła do pomieszczenia kładąc się na swoim łóżku. Kolorowooka przyglądała się pięknemu malowidłu na suficie. Dla tej dziewczyny znaczyło ono bardzo dużo. Jednym z powodów było to, że przedstawiało ją, jej brata oraz dwójkę przyjaciół. Drugim zaś było to, że namalował je jej starszy brat, kilka dni przed tym jak zginął. A raczej przed tym jak został zamordowany. Z jednej strony można było rzec, że bała się każdego dnia, bała się życia. Z drugiej jednak nie znała strachu. Nie wiedziała czym był, zapomniała o nim rok temu. Po prostu rok nie umiała go odczuć, albo nie chciała. Nie odczuwała go od tego pamiętnego wydarzenia kiedy miała 9 lat. Smutne kolorowe oczy w których odbijał się księżyc nieruchomo wpatrywały się w malowidło. A dokładniej to przyglądały się jednej z czterech osób. Był nią rudowłosy o zielonych oczach siedemnastolatek. Dla Anne był przyjacielem i opiekunem, a przede wszystkim był człowiekiem którego pokochała. Czarnowłosa przymknęła delikatnie zmęczone powieki.
 - Gdzie teraz jesteś braciszku?- spytała szeptem. Po bladych policzkach kolorowookiej spłynęły łzy. Dziewczyna była młoda, właściwie to była jeszcze dzieckiem, co jednak nie znaczyło, że nie wiedziała co oznacza czyjaś śmierć. Wiedziała to bardzo dobrze, ale nie tylko to. Wiedziała o wojnach tego świata, Akumach, Egzorcystach czy nawet Noah. Niektórych z nich spotkała nawet osobiście. Ten pełen brutalności świat ją przerażał. A co by się stało, gdyby pojawił się ktoś kto chciałby go zmienić? Ktoś kto miałby siłę do oczyszczenia świata tego brudu? Nie uwierzyłaby. Już po chwili czarnowłosa usłyszała hałas dochodzący z salonu. Wstała z łózka biegnąc na bosaka w tamtą stronę. Zszokowana zatrzymała się gwałtownie w progu drzwi. Uważnie przyglądała się trzem osobą w pomieszczeniu. Jedną z nich był jej brat. Chłopak rozmawiał z szaroskórym mężczyzną. W ciało dziesieciolatki wbiło się kilka świeczek. Kolorowooka upadła na ziemie dalej przyglądając się trzem postacią  Wszyscy spojrzeli w jej kierunku.- Bra-cisz-ku, Tyk-ki... Mik-k- wyszeptała drżącym głosem. Czarnowłosy uśmiechnął się do swojej siostry delikatnie.
 - Do zobaczenia mała- powiedział znikając w drzwiach za młodą dziewczyną. Dwudziestosześciolatek skłonił sie przed nią lekko.
 - Jeszcze po ciebie wrócimy księżniczko- oznajmił także wchodząc do drzwi Road. Drzwi zniknęły  a w pomieszczeniu pozostała tylko ranna i zszokowana dziesieciolatka. Czarnowłosa zaczęła się śmiać ironicznie.
 - Jaka ja byłam głupia- stwierdziła kładąc się na plecach. Wyciągnęła z swojego ciała trzy świeczki, które jeszcze w nim były wstając. Jej rany krwawiły, ale ona nie zwracała na to uwagi. Nie czuła bólu. Podeszła do szafy wyciągając z niej bandaże  Bez problemu opatrzyła swoje rany. Wolnym krokiem podeszła do lustra przyglądając się swojej twarzy uważnie  Z obrzydzeniem spoglądała na swoje złote oko. Nienawidziła jego koloru. Nienawidziła ponieważ był taki sam jak kolor oczu Noah. Zacisnęła swoje dłonie w pięści raniąc przy tym skórę na dłoniach. To bolało. Myśl, że została właśnie zdradzona przez własnego brata ją bolała. Ale nie mogła płakać. Choć bardzo chciała to nie mogła. Jej ciało zaczęło drżeć. Próbowała z całych sił się uspokoić. Musiała coś wymyślić, coś zrobić. Otwarła szeroko oczy zdziwiona. Już po chwili wbiegła do nie używanego od dawna pokoju Matt'a. Od razu otworzyła wszystkie szuflady, szafki przeszukując je. Była pewna, że w jego rzeczach znajdzie to czego tak bardzo potrzebowała. Zajęło jej to kilka godzin, przewaliła wszystkie rzeczy swojego brata aż w końcu znalazła zdjęcie brata i czerwonowłosego mężczyzny z maską na połowie twarzy. Przyglądała się mężczyźnie uważnie po czym chowając zdjęcie do kieszeni założyła buty, bluzę i wybiegła z domu. Przy świetle księżyca skierowała się w stronę portu. Nie potrzebowała nic więcej oprócz tego zdjęcia.

Kilka słów na dzień dobry


      Ciaossu jestem Sylwia, ale wolę być nazywana Villi. Mam 15 lat i jestem wielką fanką Anime&Mangi. Lubię pisać, jest to moją pasją. Blog będzie poświęcony głównie tematyce D.Gray-man'a, ale będą pojawiać się także notki z innymi opowiadaniami. Jest to głównie moja twórczość, ale czasem pomaga mi Beluś. Nie lubię się rozpisywać na nieistotne tematy tak więc mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do lektury.

 P.S. Wszelkie błędy, niedogodności, bądź inne rzeczy które wam przeszkadzają śmiało piszcie w komentarzach.