sobota, 9 lutego 2013

Prolog



           Czarnowłosa dziewczynka siedziała przy oknie spoglądając w zamyśleniu na gwiazdy. Była całkowicie sama w wielkim pomieszczeniu robiącym za salon. Dziewczynka mogła mieć jakieś 10 lat. Miała na sobie krótkie fioletowe spodenki oraz za duży czarny podkoszulek. Jej kolorowe oczy były bez wyrazu, zupełnie martwe. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Powoli przekręciła głowę spoglądając na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Chłopak uśmiechnął się szeroko widząc spoglądającą na niego kolorowooką. Dziesięciolatka uśmiechnęła się blado. Czarnowłosy podszedł do niej wolnym krokiem.
 - Witaj w domu braciszku- powiedziała. Jej głos był melodyjny oraz delikatny.
 - Anne-chan dlaczego jeszcze nie śpisz?- spytał dźwięcznym oraz pewnym głosem. Wzrok czarnowłosej posmutniał. Złotooki objął swoją siostrę rozumiejąc co oznaczały te oczy.- Znów miałaś ten sen, prawda?- dziewczynka skinęła w odpowiedzi twierdząco głową bardziej wtulając się w tors chłopaka. Dwudziestoczterolatek westchnął kucając przed blado-skórą. Chłopak spojrzał w kolorowe oczy dziewczyny.- Anne-chan, jest późno, a ty jesteś śpiąca. Zmykaj do łóżka i zapamiętaj, zawsze jestem przy tobie- powiedział. Czarnowłosa objęła za szyję chłopaka po czym skierowała się w stronę swojego pokoju. Anne weszła do pomieszczenia kładąc się na swoim łóżku. Kolorowooka przyglądała się pięknemu malowidłu na suficie. Dla tej dziewczyny znaczyło ono bardzo dużo. Jednym z powodów było to, że przedstawiało ją, jej brata oraz dwójkę przyjaciół. Drugim zaś było to, że namalował je jej starszy brat, kilka dni przed tym jak zginął. A raczej przed tym jak został zamordowany. Z jednej strony można było rzec, że bała się każdego dnia, bała się życia. Z drugiej jednak nie znała strachu. Nie wiedziała czym był, zapomniała o nim rok temu. Po prostu rok nie umiała go odczuć, albo nie chciała. Nie odczuwała go od tego pamiętnego wydarzenia kiedy miała 9 lat. Smutne kolorowe oczy w których odbijał się księżyc nieruchomo wpatrywały się w malowidło. A dokładniej to przyglądały się jednej z czterech osób. Był nią rudowłosy o zielonych oczach siedemnastolatek. Dla Anne był przyjacielem i opiekunem, a przede wszystkim był człowiekiem którego pokochała. Czarnowłosa przymknęła delikatnie zmęczone powieki.
 - Gdzie teraz jesteś braciszku?- spytała szeptem. Po bladych policzkach kolorowookiej spłynęły łzy. Dziewczyna była młoda, właściwie to była jeszcze dzieckiem, co jednak nie znaczyło, że nie wiedziała co oznacza czyjaś śmierć. Wiedziała to bardzo dobrze, ale nie tylko to. Wiedziała o wojnach tego świata, Akumach, Egzorcystach czy nawet Noah. Niektórych z nich spotkała nawet osobiście. Ten pełen brutalności świat ją przerażał. A co by się stało, gdyby pojawił się ktoś kto chciałby go zmienić? Ktoś kto miałby siłę do oczyszczenia świata tego brudu? Nie uwierzyłaby. Już po chwili czarnowłosa usłyszała hałas dochodzący z salonu. Wstała z łózka biegnąc na bosaka w tamtą stronę. Zszokowana zatrzymała się gwałtownie w progu drzwi. Uważnie przyglądała się trzem osobą w pomieszczeniu. Jedną z nich był jej brat. Chłopak rozmawiał z szaroskórym mężczyzną. W ciało dziesieciolatki wbiło się kilka świeczek. Kolorowooka upadła na ziemie dalej przyglądając się trzem postacią  Wszyscy spojrzeli w jej kierunku.- Bra-cisz-ku, Tyk-ki... Mik-k- wyszeptała drżącym głosem. Czarnowłosy uśmiechnął się do swojej siostry delikatnie.
 - Do zobaczenia mała- powiedział znikając w drzwiach za młodą dziewczyną. Dwudziestosześciolatek skłonił sie przed nią lekko.
 - Jeszcze po ciebie wrócimy księżniczko- oznajmił także wchodząc do drzwi Road. Drzwi zniknęły  a w pomieszczeniu pozostała tylko ranna i zszokowana dziesieciolatka. Czarnowłosa zaczęła się śmiać ironicznie.
 - Jaka ja byłam głupia- stwierdziła kładąc się na plecach. Wyciągnęła z swojego ciała trzy świeczki, które jeszcze w nim były wstając. Jej rany krwawiły, ale ona nie zwracała na to uwagi. Nie czuła bólu. Podeszła do szafy wyciągając z niej bandaże  Bez problemu opatrzyła swoje rany. Wolnym krokiem podeszła do lustra przyglądając się swojej twarzy uważnie  Z obrzydzeniem spoglądała na swoje złote oko. Nienawidziła jego koloru. Nienawidziła ponieważ był taki sam jak kolor oczu Noah. Zacisnęła swoje dłonie w pięści raniąc przy tym skórę na dłoniach. To bolało. Myśl, że została właśnie zdradzona przez własnego brata ją bolała. Ale nie mogła płakać. Choć bardzo chciała to nie mogła. Jej ciało zaczęło drżeć. Próbowała z całych sił się uspokoić. Musiała coś wymyślić, coś zrobić. Otwarła szeroko oczy zdziwiona. Już po chwili wbiegła do nie używanego od dawna pokoju Matt'a. Od razu otworzyła wszystkie szuflady, szafki przeszukując je. Była pewna, że w jego rzeczach znajdzie to czego tak bardzo potrzebowała. Zajęło jej to kilka godzin, przewaliła wszystkie rzeczy swojego brata aż w końcu znalazła zdjęcie brata i czerwonowłosego mężczyzny z maską na połowie twarzy. Przyglądała się mężczyźnie uważnie po czym chowając zdjęcie do kieszeni założyła buty, bluzę i wybiegła z domu. Przy świetle księżyca skierowała się w stronę portu. Nie potrzebowała nic więcej oprócz tego zdjęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz