niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 4

 Hejka <3 Przepraszam, ze tak długo mnie nie było oraz za te jakże rzadko dodawane rozdziały. Mam nadzieję, że zrozumiecie, iż jestem w 3 klasie gimbazy i muszę wsiąść się porządnie za naukę by dostać się do mojego wymarzonego technikum. Dodatkowo Beluś'owi został zarekwirowany laptop i nie miał jak wysłać mi pierwszej części tekstu, która pisałam będąc u niego. Jeśli ktoś naprawdę z niecierpliwością czeka na moje rozdziały niech pisze i stara się zagonić mnie do pracy. A teraz bez przynudzania zapraszam do lektury :PP

 "Samotność znów podchodzi do mnie niebezpiecznie blisko, lecz pojedyncza iskra wciąż we mnie płonie"


      Wolnym krokiem przemierzaliśmy piwnice hotelu. Moi towarzysze szli zaraz za mną.
 - Jesteś pewna, że możemy tu przebywać?- spytał Allen rozglądając się dookoła. Przekręciłam lekko głowę spoglądając na niego kątem oka.
 - Ten hotel należy do kogoś z "Egzekucji". Mam pełne prawo tu być.- odpowiedziałam ponownie odwracając głowę przed siebie.
 - Czym właściwie jest ta cała "Egzekucja", o której mówisz?- tym razem pytanie zadał Lavi. Lena prze cały czas się nie odzywała.
- "Czym"? Jakby to określić... Jest czymś podobnym do Zakonu. "Egzekucja" to organizacja chroniąca osoby posiadające Innocense. Odrębna grupa nie stojąca po stronie Earla, ani Zakonu. Będą walczyć niezależnie czy ich przeciwnikami są Akumy i Noah, czy może Egzorcyści i Poszukiwacze.
 - Ale czy to nie oznacza, że nam też mogą coś zrobić?
 - Nie, nie ma mowy...- umilkłam stając się poważniejsza. Czy naprawdę miałam pewność? Już raz zostałam przez nich porzucona, więc czy rzeczywiście miałam pewność? Nie, nie mogłam mieć. Nie miałam pewności nawet przebywając z własnym bratem.
      Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami. Przyłożyłam wizytówkę de czytnika, a one otwarły się szeroko. Bez zastanowienia weszłam do środka. Allen, Lena i Lavi poszli w moje ślady. Drzwi zamknęły się za nami.
    W pomieszczeniu panował półmrok, ale dało się zauważyć bar, ustawione pod ścianą przy stoliczku 2 kanapy i 2 fotele oraz sylwetki znajdujących się w pomieszczeniu 5 osób. Przemierzyłam wzrokiem ich twarze. Znałam trojkę. Stojącego za barem wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach Sebastiana, siedzącą na kanapie rudowłosą, młodszą siostrę Kei'a Angel i stojącego do nas tyłem za kanapą Mikage.
    Chłopak odwrócił się w naszą stronę uśmiechając się do nas promiennie.
 - Widzę, że przyszliście wszyscy. Hikari zaraz tu przyjdzie. Usiądźcie.- oznajmił miłym tonem. Egzorcyści skorzystali z zaproszenia siadając na jednej z kanap. Nie zbliżyłam się nawet o krok wpatrzona w chłodną i niewzruszoną twarz 27-latki. Dziewczyna ignorowała moją obecność, albo trafniej będzie powiedzieć ignorowała to kim jestem. W tym momencie w jej oczach byłam Egzorcystą z Czarnego Zakonu i nikim więcej. Tak chyba było lepiej. Lepiej być nikim ważnym niż znienawidzonym bliskim przyjacielem. Z zamyślenia wyrwał mnie szczęk otwieranych i zamykanych drzwi. Spojrzeliśmy na wprost wpadającą do pomieszczenia niebieskowłosą. W ręce trzymała pliki kart.
 - Zaraz ci pomogę, Ami-chan- oznajmiła podchodząc niezdarnie do siedzącego przy barze chłopaka, którego nie znałam. Podała mu dwie kartki. Blondyn wziął je, obejrzał pierwszą stronę i wyszedł z pomieszczenia. Pozostałe dała Sebastianowi prosząc by je posegregował. Zostawiając dla siebie tylko beżową kopertę usiadła na kanapie koło Angel.
 - Hikari, jeśli chodzi o Innocense...
 - "Wszystkie informacje się przydadzą". Tak, tak, wiem.- przerwała mi wyciągając z leżącej na stoliku paczki papierosa. Skrzywiłam się delikatnie kiedy go zapaliła. Nie lubiłam tego zapachu. Zapach dymu przyprawiał mnie o zawroty głowy. Nawet mistrz przy mnie nie palił.
   Dziewczyna wy ciągła z koperty zdjęcie kładąc je na stole. Na fotografii znajdował się zrujnowany pałac szlachecki. Przyglądałam się mu lekko zdziwiona.
  - Choć są to moje tereny to nie wiem zbyt wiele. Innocense tu jest, ale nic na to nie wskazuje. Poza tym... to powinno ci pomóc.- dodała widząc moją zdziwioną minę.
 - Co on ma z tym wspólnego?- spytałam ostrym tonem.
 - Mówią, że jest nawiedzony. Ludzie do niego wchodzą, ale już nie wychodzą. A jeśli to tylko jako Akumy.- stwierdził Mikage uśmiechając się przy tym delikatnie. Spiorunowałam go wzrokiem.
 - Wziąłbyś to na poważnie, tu chodzi także o wasze bezpieczeństwo!- powiedziałam uderzając z otwartej ręki o blat stołu. W tym momencie wzrok Sebastiana po praz pierwszy oderwał się od kartek i spoczął na mnie.
 - Przecież biorę, poza tym Earl nas nie tknie.- oznajmił podchodząc do lady. Spojrzałam na rodzeństwo zdziwiona.
 - Jak tylko napotykamy Akumy słyszymy "Przyjaciele hrabi Shiro, nie wolno zabić"- wyjaśniła Angel pierwszy raz odzywając się do mnie. Wiedziałam, że obwiniała mnie o śmierć Kei'a. Choć byłyśmy przyjaciółkami to nie mogła zrozumieć, że ja także się obwiniałam. Blondyn rozłożył bezradnie ręce.
 - Trochę jest to denerwujące, bo nie można sobie powalczyć.- stwierdził zawiedzionym tonem. Podeszłam do niego szarpiąc chłopaka za koszulkę.
 - A oto powód dla którego nigdy się w tobie nie zakocham! Nie posiadasz Inocense, a chcesz walczyć z Akumami! W dodatku traktujesz to jak jakąś zabawę! Zachowujesz się jak dzieciak!- Egzorcyści przygadali mi się oszołomieni.
 - I co z tego? Przecież robię to samo co ty. Tylko, że ja zamiast być obrażonym na cały świat otwarcie pokazuje, że lubię walczyć. I które z nas zachowuje się jak dzieciak?- spytał ironicznie. Uderzyłam go z otwartej ręki w twarz. Puściłam chłopaka ruszając w stronę wyjścia.
 - Mam dość!
(Beluś)
    Egzorcyści wstawali już by wyjść za swoją przyjaciółką.
 - Czekajcie- wszyscy troje zatrzymali się spoglądając na niebieskowłosą.- Co wy czujecie do Ami? Kim ona tak właściwie dla was jest?- spytała poważnym tonem przyglądając się Egzorcystą uważnie.
 - Naszą towarzyszką oraz cenną przyjaciółką.- odpowiedzieli bez zawahania Allen i Lenalee. Blondyn prychnął cicho. 24-latka spojrzała na nich zdziwiona. Uśmiechnęła się delikatnie.
 - "Przyjaciele" to najbardziej bolesne dla niej słowo. Jeśli naprawdę chcecie coś dla niej zrobić zmuście ją do opowiedzenia prawdy. Zrozumiecie jej uczucia i przestaniecie się wtrącać.- głos morskookiej był smutnym, ale zarazem ostry. Allen spojrzał po twarzach pozostałych. Wszyscy oprócz Mikage mieli smutne oczy. Blondyn wydawał się być wściekły.- A przy okazji... Za miesiąc Ami-chan ma urodzinki. Urządźcie jej wybuchowe przyjęcie. W końcu będzie to jej pierwsze od 12 lat. Może nawet przypomni sobie uczucia z przeszłości o których zapomniała.- Allen skinął głową wychodząc po chwili z Lenalee. Lavi szedł zaraz za nimi. Chłopak poczuł na sobie mordercze spojrzenie. odwrócił głowę spoglądając na 20-latka. Jego dziki wzrok mówił jasno "Zbliżysz się do niej jeszcze trochę, a cię zabije".
(Amika)
    Siedziałam na podłodze oparta plecami o metalowe drzwi. Bardzo dobrze słyszałam rozmowę znajdujących się w pomieszczeniu osób. Przymknęłam delikatnie powieki ukrywając głowę między moimi ramionami.
 - Idiotko, przecież to tylko urodziny, zwykły dzień obchodzony przez niektórych ludzi co roku.- wyszeptałam smutnym głosem. To bolało. Słowa Mikage i Hikari bolały, ale to dlatego, że były prawdziwe. Wstałam ruszając w stronę naszych pokoi.
   Weszłam do pomieszczenia wolnym krokiem podchodząc do okna. Jedną ręką obejmowałam przekleństwo znajdujące się na moim lewym ramieniu, drżałam. Co ci ludzie mają wspólnego z Noah? Skąd ich znasz? I co się stało? Najprawdopodobniejsze pytania jakie zadadzą moi towarzysze. Dobrze już zrozumiałam, że Egzorcyści byli ciekawscy. Nawet jeśli chcieli wiedzieć by pomóc, to bolało. Wyciąganie tych wspomnień z otchłani mojego serca naprawdę było bolesne.
     Wszyscy troje weszli do pokoju. Lenalee podeszła do mnie. Przeniosłam na nich mój smutny wzrok.
 - Naprawdę chcecie wiedzieć?- spytałam. Wszyscy skinęli twierdząco głowami. Westchnęłam ciężko powracając do mojej obojętności.- Słuchać uważnie, bo nie zamierzam powtarzać. Wszystko co usłyszycie ma nie wyjść poza ten pokój.- oznajmiłam stanowczym tonem. Po chwili zdziwienia ponownie skinęli głowami na znak, że rozumieją.- Hikari, Mikage, Angel i Sebastian to moi przyjaciele z dzieciństwa. Jedyni jakich kiedykolwiek miałam. Angel, Sebastian i Kei, którego nie mieliście okazji poznać, byli służącymi na dworze rodu Nay. Mimo iż początek naszego życia spędziliśmy tu, to żadne z nas nie jest Polakiem czystej krwi. Moja matka była Polką, ale ojciec Francuzem. Jak już wam mówiłam moja matka, Anastazja, umarła przy porodzie. Choć nikt nie powiedział mi tego prosto w twarz, to wiem, ze byłam jedyną, którą obwiniano o jej śmierć. Angel i Sebastian byli tacy sami jak wszyscy, choć oni nie próbowali mnie pocieszać. Ale Kei był inny. Jako jedyny i z największa brutalnością potwierdził to o czym wiedziałam od dawna. Mimo wszystko to jemu zależało najbardziej na moim szczęściu. I nagle pojawia się 9-letnia Hikari razem ze swoim 5-letnim braciszkiem, Mikage. Kiedy miałam 4 lata, ktoś podłożył ogień po nasza rezydencje. To właśnie w tedy spłonął mój ojciec. Po tym wydarzeniu wszyscy wyjechaliśmy do rodzinnego domu Kei'a, do Australii. Jednak 2 lata później napotkaliśmy Akumy, a Kei zginął od wirusa. Po kilku dniach pojawił się Milenijny, a ja zmieniłam Kei'a w Akume. Ale Matt mnie powstrzymał. Pojawił się w ostatnim momencie niszcząc go. To w tedy straciłam całą radość z życia. Wybrałam tą trudniejsza drogę. Wybrałam porzucenie własnych uczuć dla ochrony bliskich. Nie widziałam się z nimi od 10 lat.- wszyscy troje przyglądali mi się uważnie w milczeniu i skupieniu wysłuchując moich słów. Kiedy skończyłam na ich twarzach widniało współczucie, a także oszołomienie, spowodowane moim obojętnym tonem oraz niezmiennym nawet na chwilę wyrazem twarzy.
 - To przez niego zostałaś przeklęta?- spytał Allen, choć było to raczej stwierdzenie. Otwarłam szeroko oczy oszołomiona. Na kilka sekund pojawił się w nich smutek i żal. Przymknęłam delikatnie powieki wstając i zbliżając się do okna. Stałam odwrócona do nich tyłem.
 - Nie, to nie on.
 - Ale jak to?!
 - Tym który mnie przeklną był Matt.- ich twarze przyglądały mi się teraz jak sparaliżowane. Nie wiedzieli nawet co powiedzieć.- Zginął 3 lata po tym incydencie. Chciałam zmienić go w Akume by móc z nim porozmawiać, by dowiedzieć się prawdy. Nie obchodziło mnie, że umrę. Ale mnie przeklął, a ja go zniszczyłam.- dotknęłam delikatnie dłonią szyby spoglądając za okno.
 - A-Amika-chan... To co się wydarzyło, my... Naprawie nam przykro...- zielonowłosa nie była w stanie się wysłowić. Zacisnęłam moje dłonie w pięści. Uderzyłam prawą ręką w szybę rozwalając ją.
 - Nie potrzebuję waszego cholernego współczucia!- warknęłam wściekłym tonem. Wszyscy troje spojrzeli na mnie oszołomieni oraz zdezorientowani. To był pierwszy raz kiedy tak się przy nich zachowałam. Kilka odłamków szkła zraniło moją rękę prze co ściekała z niej teraz krew. Nie czułam tego. W tym momencie oprócz wielkiej pustki nie czułam niczego. Nie powiedział im tego by mi współczuli. Powiedziałam to by zostawili mnie w spokoju.- Nienawidzę was. nienawidzę ponieważ nie mogę opuścić zakonu i uciec. Przyjaciele? Pff... Nie potrzebuję kogoś takiego...
 - Tylko tak mówisz, ale prawda jest inna.- spojrzałam zdziwiona na rudzielca. Jego spojrzenie było zawzięte.- Potrzebujesz przyjaciół, ale nie chcesz ich ranić. Dlatego ich odrzucasz.- stwierdził poważnym tonem. Wszyscy umilkli przyglądając się mojej oszołomione twarzy. Już po chwili cisze przerwał mój śmiech.
 - Nie chce ich ranić? Ha! Nie jestem aż tak miłą osobą. Nie mam przyjaciół by oni nie mogli zranić mnie. Przyjaciele to tylko ludzie krzywdzący się nawzajem. Już chyba wystarczająco dużo przeszłam w życiu. Nie potrzebuje by ktoś dokładał do tego jeszcze przyjaciół.- oznajmiłam ostrym tonem. Nie spoglądałam na nich. Przed moimi oczami była tylko i wyłącznie jedna postać Egzorcysty, Matt'a. Poczułam znajome ciepło na mojej dłoni. Spojrzałam oszołomiona na stojąca przede mną Lenalee. Na jej twarzy widniał delikatny i ciepły uśmiech. Jej dłonie obejmowały moją zakrwawioną rękę.
 - To nie ma znaczenia Amika-chan. Nawet jeśli nie jesteśmy przez ciebie za nich uważani ty na zawsze pozostaniesz nasza przyjaciółką.- powiedziała miłym tonem. Dziewczyna zaczęła opatrywać moje rany.
    W moim sercu pojawiło się przyjemne i ciepłe uczucie. To mnie przeraziło. Kto dał mu prawo do pojawienia się w mojej imitacji serca? Kto pozwolił mu mieszać w moich uczuciach? Pytam się, kto do cholery jasnej pozwolił mi ponownie odczuć to ciepło? Nie chcę tego! Nie potrzebuję tej namiastki szczęścia! Tego chwilowego i bezwartościowego bezpieczeństwa, które i tak za niedługo zniknie! Nie chce!
   Lena skończyła wiązać właśnie bandaż na mojej prawej ręce. Wyrwałam ją z jej dłoni. Na mojej twarzy pojawił się mieszany uśmiech. Niby smutny, ale także współczujący.
 - Zawsze, co? To tylko słowa rzucane na wiatr. Nie ważne jak bardzo bym się starała wy i tak odejdziecie. Wszyscy w końcu odchodzą. Przekupieni słowami, prawdą, bądź rzeczami materialnymi. Nie ważne dlaczego, ani kiedy, ale w końcu nawet najwytrwalsi znikają. Ale jeśli nic do nich nie czułeś, jeśli byli ci obojętni pustka w twoim sercu oraz ten ból nie nastaną. Nie nastaną ponieważ nigdy nie było kogoś kto by je zastąpił.- powiedziałam ściągając i rzucając na łóżko moją kurtkę Egzorcysty. Zsunęłam z mojego czoła bandanę, a grzywka opadła mi swobodnie na twarz. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a do pokoju wpadł zdyszany blondyn.
 - Amika-chan, i wy! Hikari wzywa na śniadanie! Chodźcie już bo umieram z głodu!- oznajmił przedłużając moje imię jak kot. Spojrzałam na niego ruszając wolnym krokiem w stronę drzwi.
 - Jasne, ale żadnych sztuczek.- odpowiedziałam obojętnym tonem przymykając delikatnie powieki.
 - Tak tak, kumam.- wyszłam z pokoju, a zaraz za mną blondyn oraz pozostała trójka.
      Siedzieliśmy wszyscy przy ogromnym stole w nieco odosobnionym kącie restauracji. Pasował mi taki układ, choć wiele osób dalej przyglądało nam się uważnie. Siedziałam obok Mikage, w jednym rzędzie wraz z Angelą oraz Sebastianem. Naprzeciw mnie siedział Lavi, razem z pozostałą dwójką oraz Hikari. Blondyn objął mnie ramieniem promieniując szczęściem.
 - Nie gniewasz się już, prawda?- spytał niewinnym tonem. Zbliżył swoją twarz do mojej próbując mnie pocałować. Ręką odsunęłam ją ode mnie wzdychając ciężko.
 - Tak tak, przecież od wieków wiem, ze gadasz same głupoty. A teraz się odsuń, albo będę musiała cię nieco uszkodzić.- odpowiedziałam znudzonym tonem. Chłopak posłuchał się mnie z nieco zawiedzioną miną. Hikari, Angel i Sebastian od razu zaczęli rozmawiać z Leną i Allen'em, ale Lavi zdawał się być całkowicie nieobecny. Coś go trapiło. Wyczułam to od razu, ponieważ często sama się tak zachowywałam.
   Nawet nie zauważyłam kiedy ktoś ściągnął mi z głowy gumkę, a moje czarne, długie włosy opadły delikatnie na ramiona. Spojrzałam lekko zdziwiona na uśmiechniętą od ucha do ucha Angel.
 - Miałaś taki poważny wyraz twarzy, ze aż nie mogłam się powstrzymać.- stwierdziła rozbawionym tonem. Uśmiechnęłam się szczerze przymykając delikatnie powieki. Na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec, a oczy odzyskały swój blask. To, ze dziewczyna ponownie zaczęła się do mnie odzywać było w tym momencie najważniejsze. Dwójka Egzorcystów spojrzała na mnie zdziwiona, a Lavi zasłonił swoje usta dłonią rumieniąc się delikatnie. Dotąd jeszcze nigdy nie pokazałam im tej części mnie, która tak beztrosko potrafiła się uśmiechać.
    Hikari odeszła od nas nagle wracając po chwili z niewielkim pudełkiem.
 - Kompletnie o tym zapomniałam.- stwierdziła ściągając wieczko. Od razu wyleciał z niego niebieski golem. Z radością zaczął koło mnie latać, po czym usiadł mi na ramieniu. Pogłaskałam go po główce.
 - Attyla! Tyle się nie widzieliśmy, Tęskniłam.- oznajmiła. Allen przyglądał mu się oszołomiony.
 - Widziałem go z gen. Cross'em!- krzyknął wstając gwałtownie i wskazując palcem na niebieskie urządzenie. Spojrzałam na niego rozbawiona.
 - No jasne, że tak! Matt dostał go wiele lat temu od mistrza, a później oddał mi.
     W tym momencie kelnerki przyniosły nasze jedzenie oglądając się tęskno za Lavi'm i Mikage. Białowłosy siedział w milczeniu zamyślony przez dłuższa chwilę.
 - Miała go ze sobą pewna dziewczyna, chyba nazywała się Anne. Spotkałem ją raz w życiu.- stwierdził. Ja i Hikari wybuchłyśmy głośnym śmiechem. wszyscy przyglądali nam się uważnie, a "Egzekutorzy" z rozbawieniem.
 - Jak mogłeś jeszcze nie zauważyć? Anne i Amika to ta sama osoba.- oznajmiła niebieskowłosa, a łzy popłynęły po jej policzkach ze śmiechu. Egzorcyści przyglądali mi się oszołomieni.
 - Czemu mi nie powiedziałaś?
 - Nie pytałeś.
       15-latek udał obrażonego. Spojrzałam na niego uśmiechając się przy tym niewinnie. Z jakiegoś powodu zaczynałam to lubieć. To kiedy udawali obrażonych, śmiali się wspólnie, świętowali i rozwiązywali swoje problemy. I pomału żałowałam, ze nie byłam w stanie w pełni uczestniczyć w ich głupotach. Jakaś część mnie chciała być przy nim starą mną, Anne.
    Blondyn spojrzał na zegarek wstając gwałtownie od stołu. Wszyscy spojrzeliśmy na niego lekko zdziwieni.
 - Wybaczcie, ale muszę lecieć. Do zobaczenia później.- oznajmił przytulając mnie mocno na pożegnanie. Posłałam mu delikatny uśmiech.
        Wyszliśmy z budynku wolnym krokiem ruszając przez ulice miasta. Hikari stała na schodach machając nam tak długo, aż nie znikliśmy z jej pola widzenia. Od śniadania minęło kilka godzin, a Mikage jeszcze nie wrócił. Martwiło mnie to. Mikage, który opuścił jakiś posiłek, w towarzystwie znajomych? To było dla mnie nowością, ale mu ufałam. Skoro Akumy go nie tkną to nie musiałam się o nic martwić. W końcu w walce wręcz nigdy niemiła sobie równych.
            Włóczyliśmy się po mieście nie znając właściwie naszego celu. Prawdopodobnie szukaliśmy Akum, które może wskazały by nam położenie Innocense. Choć właściwie moje myśli były całkowicie poza czyimkolwiek zasięgiem. Bałam się. Odnowienia przyjaźni, ponownego spotkania Noah, tego miejsca. Bałam się wielu rzeczy, ludzi i prawdopodobnych wydarzeń.
    Poczułam drażniące uczucie mojego przekleństwa. Zatrzymałam się łapiąc za ramię. Spojrzałam na nie. Moją twarz wykrzywiał grymas niezadowolenia.
 - Amika? Amika?!
    Spojrzałam zdziwiona przed siebie. Klęczałam. Dopiero teraz dostrzegłam, że Lena stoi tuż przede mną z zatroskanym wyrazem twarzy, a chłopaki przyglądają mi się oszołomieni. Wstałam rozglądając się dookoła zdekoncentrowana.
 - Czy coś się stało?- spytał Allen. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem. Palcem prawej dłoni wskazałam widniejący za nim budynek.
 - Noah.- oznajmiłam ruszając w jego stronę. Egzorcyści spojrzeli po sobie zdziwieni ruszając za mną.
     Wolnym krokiem weszłam do budynku nie opuszczając gardy. Był zniszczony, przypominał fabrykę, a po szklanym suficie pozostały tylko drobne resztki. A pośrodku tego miejsca stał, rozmawiający z samym Earl'em, Mikage!

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 3

 " Są chwile które w pamięci zostaną i choć czas mija one nie mijają..."


     Otwarłam oczy gwałtownie siadając. W normalnej sytuacji, każdy, nawet najmniejszy ruch powinien sprawiać mi ból. Jednak tak nie było. Spoglądałam na moje dłonie. Były obwiązane bandażami, zupełnie jak całe moje ciało. Koniuszkami palców dotknęłam moich policzków. Były gorące. Przekręciłam głowę delikatnie w bok. Zobaczyłam siedzącego przy ścianie, śpiącego rudzielca. Delikatny rumieniec spłynął na moją twarz. Myśl, że mogłam po tych wszystkich latach znaleźć przyjaciół mnie uszczęśliwiała, ale zarazem przerażała. To kim byłam zawsze sprawiało, że byłam samotna. Przyjaciele byli mi zbędni, nigdy ich nie potrzebowałam. Albo raczej potrzebowałam, ale ich nie było. Mój wzrok lekko posmutniał na wspomnienie wcześniejszych lat. Zacisnęłam moje dłonie w pięści.
 - Dobrze, że już wstałaś- usłyszałam poważny ton Lavi'ego. Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę. Twarz chłopaka była ciepła. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie na powitanie.
 - Jak długo byłam nieprzytomna?
 - Dwa dni- odpowiedział przenosząc wzrok na okno. Ciało chłopaka było pokryte opatrunkami i siniakami. Zacisnęłam moje pięści jeszcze mocniej na kocu.
 - Przepraszam, nie mogłam nic zrobić. Gdybym była silniejsza nie doszłoby do tego.- powiedziałam z wyrzutem. Moją imitację serca przeszył silny ból. Dopiero teraz zrozumiałam, że miałam przyjaciół. Że znalazłam ich w Czarnym Zakonie. Właśnie tam, gdzie miał ich Matt. Przygryzłam dolną wargę drżąc. Po chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Delikatnie podniosłam mój zdziwiony wzrok. Zobaczyłam bujną czuprynę rudych włosów Lavi'ego. Zielonooki obejmował mnie pewnymi siebie ramionami.- Naprawdę chciałabym uwierzyć w twoje słowa. Wszystko ci powiedzieć i poprosić o pomoc. Ale z chwilą wypowiedzenia prawdy wszystko by się zakończyło. Już dawno poddałam się tej części mojego przeznaczenia. Samotności.- nie powinnam tego mówić. Nie powinnam ukazywać nikomu moich słabości. Nie wiedziałam dlaczego otworzyłam się tylko przed Lavi'm. Dlaczego w ogóle się otworzyłam przed kimkolwiek. Nie ufałam ludziom. W końcu byli zdolni tylko do wojny.
 - Nie powinnaś się poddawać. Życie potrafi zafundować niezłego kopniaka, ale nie liczy się ile razy upadłaś, tylko ile razy się podniosłaś- wyszeptał prosto do mojego ucha. Głos chłopaka był opiekuńczy oraz pewny. Zdziwiona opuściłam delikatnie głowę w dół.
 - Dlaczego to robisz?
 - A o co pytasz?
 - Jesteś następcą Bookman'a. Twoim zadaniem jest spisywanie wydarzeń bez ingerencji w nie. Dlaczego więc robisz dla mnie tyle rzeczy?- Chłopak odsunął się trochę ode mnie. Jego twarz była lekko zakłopotana.
 - Może to dlatego, że jesteś pierwszą dziewczyną, którą polubiłem w zupełnie inny sposób- spoglądałam na lekko zarumienionego rudzielca oszołomiona. To nie był pierwszy raz kiedy ktoś powiedział mi coś w tym stylu, ale teraz było to dla mnie czymś innym. Gwałtownie odsunęłam z siebie koc wstając. Podeszłam do okna bez najmniejszego problemu.
 - Nie jestem tuszem na papierze.- powiedziałam z wyrzutem 18-latek spojrzał na mnie zdziwiony.- To prawda, że znam Bookman'ów zaledwie z pogłosek, ale wiem, że nie powinni mieć przyjaciół, ani żadnej rodziny. Ukochana Bookman'a miałaby bardzo ciężkie życie. Twoim przeznaczeniem jest życie w samotności, a moim cierpienie za grzechy z przeszłości.- delikatnie przyłożyłam dłoń do wilgotnej szyby. Smutnym wzrokiem spoglądałam za szare miasto w deszczu, przypominającym łzy. Lavi dokładnie analizował moje słowa z lekka przerażoną oraz oszołomioną miną, która powstała na wskutek mojej szczerości. Moje myśli wędrowały do najdalszych wspomnień. Choć nie powiedziałam tego na głos to moje serce z całej siły próbowało zaprzeczyć tym słowa. Jednak prawdzie niemożna było zaprzeczyć. Usłyszałam szczęk otwieranych i zamykanych drzwi. Odwróciłam się gwałtownie. W progu stał delikatnie uśmiechnięty Komui. Zdziwiłam się lekko na jego widok, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 - Ciesze się, że już odzyskałaś przytomność- Powiedział nad wyraz miłym tonem. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Mężczyzna odwzajemnił mój uśmiech.- Skoro jesteś już zdrowa możemy wracać- stwierdził. Spojrzałam na niego zdziwiona.
 - Jak to wracać? A co z misją?- spytałam spokojnie. Komui spojrzał na mnie unosząc do góry w zdumieniu jedną brew.
 - Twoje rany nie zostały porządnie wyleczone. Lavi dokończy misje z Allen'em i Lenalee.- stwierdził tak jakby to było oczywiste. Może i było, ale nie dla mnie. Przez tyle lat nauczyłam się wielu rzeczy, a jedną z nich było to, ze zawsze muszę dokończyć moją misję, nawet jeśli miałabym poświecić życiem swoje bądź towarzyszy. Przez kilka sekund stałam bez ruchu oszołomiona słowami kierownika.
 - Komui to także moja misja. Nic złego się nie stanie jeśli mi zaufasz.
 - Rozumiem, dobrze. Ale wystarczy, że raz zasłabniesz, a od razu wracasz do Zakonu.- oznajmił z surową miną ruszając w stronę drzwi. Już po kilku sekundach zniknął z mojego pola widzenia. Wolnym krokiem ruszyłam zaraz za nim unikając uważnego spojrzenia zielonych tęczówek Lavi'ego.
 - Wiem dlaczego tu jesteś i nie myśl sobie, że pozwolę ci zginąć.- moja ręka zatrzymała się na klamce od drzwi. Rudzielec położył na niej dłoń. Spojrzałam na niego zdziwiona. Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie jego słów. Ponownie przybrałam obojętny wyraz twarzy otwierając drzwi.
 - Choć doświadczenie mówi dość, moje serce słucha twoich słów.- powiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Nie potrafiłam już ukrywać moich uczuć, maskować za obojętnością. Zakon mnie zmieniał, a ja nie wiedziałam, czy tego właśnie chciałam.
   Wyszłam z budynku wychodząc na drewniany taras. Podeszłam do grubej belki podtrzymującej dach opierając się o nią. Spojrzałam w bezchmurne, czyste niebo. Mój wzrok był smutny oraz nieobecny. Nie chciałam już nigdy więcej słyszeć niczego na temat miłości. Myśl, że ktoś chciał zająć choć odrobinę miejsca w moim sercu nie była pocieszająca. Zawiódł by się wiedząc, że nie posiadam tego narządu. Odwróciłam się gwałtownie celując dłonią w stojącą za mną dziewczynę. Brunetka przyglądała mi się lekko przerażona. Opuściłam dłoń przyglądając się dziewczynie uważnie. Miała jasne oczy i była niewiele młodsza ode mnie. Niebieskooka wyciągnęła w moją stronę drżącą dłoń podając mi szklaneczkę z bezbarwnym płynem.
 - K-Komui-san prosił bym dała ci to lekarstwo.- powiedziała przerażona jąkając się. Mój wyraz twarzy złagodniał.
 - Dziękuję.- powiedziałam biorąc od niej szklankę. Jej blada twarz przybrała odrobinę wyrazu. Wypiłam niezbyt smaczne lekarstwo. Spojrzałam na gwizdy oddając wcześniej brunetce szklankę. Z całego serca chciałam powiedzieć, że marzę o  powrocie do dni kiedy o niczym nie wiedziałam, kiedy świat miał tylko jasną stronę. Niestety nie mogłam, ponieważ ja nigdy nie znałam takiego świata. Już w dniu moich narodzin straciłam matkę, a mój ojciec spłonął żywcem na moich oczach jak miałam 4 lata. W wieku 6 lat straciłam opiekuna, a w wieku 9 widziałam jak zamordowali mojego brata. A na koniec, kiedy miałam 10 lat mój jedyny sens życia, Shiro, okazał się zdrajcą. Od zawsze znałam tylko i wyłącznie świat pełen brutalności, kłamstwa i nienawiści. W całym moim życiu było niewiele chwil w czasie których mogłam się choćby uśmiechać, a co dopiero śmiać. A teraz należałam do Czarnego Zakonu, do miejsca które Matt uważał za drugi dom. I tak naprawdę sama czułam się w nim jak w domu. Nie chciałam się z tym uczuciem za żadne skarby rozstawać. Tak więc, moje postanowienie było proste. Nie powiem im nic, by móc ich chronić. Lata temu obiecałam sobie, że nie pozwolę by ktoś jeszcze cierpiał na moich oczach, albo z mojego powodu. Mam zamiar dotrzymać tej obietnicy nawet za cenę życia.
   Z za horyzontu zaczęły wychylać się pomału pierwsze promienie słońca. Wolnym krokiem wróciłam ponownie do pokoju. Lavi spoglądał za okno opierając się o ścianę. Wyraz jego twarzy wskazywał całkowite zamyślenie. Uśmiechnęłam się delikatnie podchodząc do niego. Chłopak spojrzał na mnie. Rudzielec odwzajemnił mój uśmiech swoim.
 - Powinniśmy się już zbierać. Mamy się spotkać z pozostałymi w "Ognistym Smoku".- powiedział biorąc swoją torbę. Nachyliłam się wyciągając rękę po moją torbę. Nasze palce zetkneły się dotykając jej rączki. Odsunęłam szybko rękę zdziwiona. Oboje spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie. Na naszych twarzach pojawiły się delikatne rumieńce.- Jesteś ranna... nie powinnaś nosić tylu rzeczy.- oznajmił uciekając wzrokiem w bok.
 - Dziękuję, Lavi.- powiedziałam. 18-latek wziął moją torbę ruszając przed siebie. Poszłam w jego ślady.
   Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało. Nie chciałam słyszeć więcej tych bolesnych słów. Już po krótkiej chwili weszliśmy do hotelu. Allen i Lena podeszli do nas.
 - Jak tam wasza wspólna misja?- spytał z naciskiem na słowo "wspólna". Zarumieniłam się delikatnie widząc jak białowłosy przygląda mi się zaciekawiony.
 - Skoro tu jesteście to chyba raczej nie najlepiej.- odpowiedziałam siląc się na obojętność. Allen odszedł z zawiedzioną miną. Westchnęłam cicho z ulgą podchodząc za nim do recepcji.
 - Witam- usłyszałam melodyjny oraz delikatny głos recepcjonistki. Na początku był dla mnie całkowicie obcy. Jednak kiedy odezwała się po raz kolejny od razu go poznałam.- W czym mogę pomóc?- spytała. Podniosłam gwałtownie głowę przyglądając jej się uważnie. Była bardzo młoda, miała niebieskie włosy oraz morskie oczy.
 - Mamy zarezerwowane dwa pokoje dla Egzorcystów z Czarnego Zakonu.- oznajmił Allen. Kobieta przeniosła swój wzrok z niego na mnie. Wyraz jej twarzy zrobił się oszołomiony, a srebrna taca wypadła z rąk. Uderzając o podłogę narobiła nieco hałasu, przez co wszyscy goście spojrzeli w nasza stronę. W oczach kobiety pojawiły się łzy.
 - A-Amika?- spytała oszołomiona. Białowłosy spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Lavi i Lena ruszyli pomału w nasza stronę. Skinęłam w odpowiedzi delikatnie głową przyjmując maskę obojętności. Morskowłosa przytuliła mnie mocno.- Tak się cieszę.- powiedziała roztrzęsionym głosem. Dziewczyna puściła mnie w tej samej chwili, gdy Lavi i Lenalee podeszli do nas. Jej zdziwione oczy spoczeły na rudzielcu.- Kei? N-niemożliwe... przecież ty...
 - Mylisz się. To nie Kei.- przerwałam jej zmieszanym tonem. Moja twarz posmutniała wyraźnie.- To Lavi, Egzorcysta. A pozostali to Allen i Lenalee.- przedstawiłam ich. Morskooka skinęła twierdzącą głową na znak, że rozumie zwracając się do 18-latka.
 - Przepraszam Lavi-kun, pomyliłam cię z kimś.- oznajmiła uśmiechając się do niego miło. Dziewczyna objęła mnie ramieniem mierzwiąc mi włosy.- Nie wierze, że jesteś już wyższa ode mnie. Dobrze cię widzieć skrzacie.- stwierdziła puszczając mnie. Cała trójka Egzorcystów nadal przyglądała nam się zdziwiona. Dziewczyna Podbiegła do najbliższych drzwi otwierając je szeroko.- Mikage! Mam niespodziankę!- krzyknęła ponownie wracając do nas.
 - Sądzę, że to nie jest najlepszy pomysł by go wołać.- stwierdziłam zawstydzonym tonem.
 - Co ty mówisz? Musisz go zobaczyć, to już nie jest ten sam dzieciak co dawniej.- oznajmiła mrugając do mnie porozumiewawczo.
 - Are, are... Po co mnie wołasz Hikari-chan? Wiesz przecież, że jestem zajętym człowiekiem.- z pomieszczenia za niebieskimi drzwiami wyszedł śniadoskóry chłopak o blond włosach z pomarańczowymi końcówkami na grzywce. Miał na sobie garnitur założony w dość ekstrawagancki sposób i o dziwo pasujące dodatki. Luźno założony żółty pasek i opaska na prawe oko. W żadnym stopniu nie przypominał tego Mikage, którego zapamiętałam.


     Jego oczy uśmiechnęły się na mój widok.
 - Ami-chan!- krzyknął podbiegając do mnie. Zarumieniłam się mocno na jego widok. Silne ramiona blondyna objęły mnie.- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.- oznajmił. Westchnęłam z ulgą.
 - Zmieniłeś wygląd, ale zachowujesz się jak dawniej.- stwierdziłam zadowolonym tonem. 20-latek puścił mnie uśmiechając się chytrze.
 - Nieprawda. Jestem bardziej konkretny.- oznajmił składając na moich jasnych ustach delikatny pocałunek. Wszyscy przyglądali nam się oszołomieni. Uderzyłam go w głowę rumieniąc się jeszcze bardziej.
 - Co to miało znaczyć, idioto?!
 - Odebrałem tylko moją nagrodę
.
 - Nagrodę?! Przestań się wygłupiać i oddawaj mój pierwszy pocałunek!- Mikage ujął w dłoń moje włosy składając na nich przelotny pocałunek.
 - Taka ślicznotka i jeszcze nigdy się nie całowała?- spytał. Zaczęłam rzucać w chłopaka wściekła najróżniejszymi obelgami. Hikari podeszła do moich zdziwionych przyjaciół wręczając Allen'owi 2 klucze.
 - Mikage nie da jej spokoju dopóki nie postawi na swoim. Wasze pokoje to 229, 230.- oznajmiła uśmiechając się do nich miło.
 - Czyż nie jestem najważniejszym mężczyzną w twoim życiu?
 - Nawet jeśli byś był, to nie daje ci prawa do molestowania mnie!
 - Nie zaprzeczyłaś!
 - Ale też nie potwierdziłam!
 - Po prostu przyznaj, że mnie kochasz.
 - Nie ma szans
 - Więc jednak kochasz, ale się do tego nie przyznasz?
 - Idiota!
 - Jesteś zła?
 - ...
 - Jesteś?
 - Tak- mruknięcie.
 - Nie słyszałem, jesteś?
 - Tak!
 - A kochasz mnie?
 - Tak!- zakryłam szybko usta ręką. Mikage zaczął się śmiać. Spiorunowałam go wzrokiem. Na mojej skroni pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka.- Zrobiłeś to specjalnie!- warknęłam przyglądając się wyszczerzonemu chłopakowi.
 - Wcale nie- poczułam na sobie uważne spojrzenie. odwróciłam głowę spoglądając w oszołomioną i przyglądającą mi się twarz Lavi'ego. Spuściłam delikatnie mój smutny wzrok. Niebieskowłosa spojrzała na mnie zdziwiona.
 - Lubisz tego chłopaka, prawda?- spytała choć było to bardziej stwierdzenie. Powinnam zaprzeczyć, ale mimowolnie skinęłam głową. Rudzielec zniknął już na schodach prowadzących na wyższe piętra. Blondyn stanął za mną obejmując mnie w pasie. Jego dłonie błądziły po moich biodrach.
 - Rywal w miłości?- spytał owiewając swoim oddechem moje ucho. Przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Odepchnęłam niebieskookiego czerwieniąc się.
 - Kocham cię, ale tylko i wyłącznie jako brata!- oznajmiłam przyglądając się 20-latkowi uważnie. Śniadoskóry westchnął cicho rozkładając bezradnie ręce.
 - Super szczera, jak zawsze.
 - Jeśli chcesz jakieś informacje na temat Innocense to idź po przyjaciół i przyjdźcie na "Egzekucje". Spotkamy się tam, kończę za godzinę.- powiedziała Hikari podając mi czarną wizytówkę. Spojrzałam na dziewczynę lekko zdziwiona. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech. Skinęłam delikatnie głową ruszając w stronę pokoju.
    Weszłam do pokoju rzucając się na łóżko.Lena przyglądała mi się uważnie zdziwiona moim zachowaniem.
 - Hikari wie coś na temat Innocense, mamy się z nią spotkać za 2 godziny.- oznajmiłam przewracając się na plecy. Po mojej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Zielonowłosa zaśmiała się krótko.
 - Rzeczywiście musiałaś za nimi tęsknić.- stwierdziła miłym tonem. Podniosłam się do siadu spoglądając na nią zdziwiona.- Nigdy nie widziałam cię szczęśliwej. Ci ludzie naprawdę muszą dla ciebie wiele znaczyć.- dodała uśmiechając się do mnie promiennie. Przeczesałam dłonią włosy, a moje oszołomione spojrzenie utkwione było w podłodze. To nie miało być tak. Czy ja naprawdę potrafię jeszcze być szczęśliwa? Śmiać się z Hikari i Mikage? Z ludźmi, przez których odrzuciłam przyjaźń? Ludźmi którzy mnie zdradzili i nie było ich wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam pomocnej dłoni? Czy aż tyle znaczyli dla mnie ci ludzie? Czy ja naprawdę mogłam nie zwracać uwagi na cały ten ból i po prostu znów szczerze się uśmiechać? Jeśli tak to czy mogłam zacząć nowe życie? Zapomnieć o przeszłości i być tym kim chciałam? Naprawdę mogłam to zrobić? Z dumą spojrzeć Shiro prosto w twarz i powiedzieć, że dorosłam? Powiedzieć, że jestem tym kim Matt chciał bym się stała? Nareszcie oderwać się od klątwy i z uśmiechem na twarzy wyczekiwać nowego dnia? Czy naprawdę mogłam do cholery ponownie stać się Anne?!
   Spojrzałam na moje drżące dłonie. Z moich ust wydobył się kpiący śmiech. Lena przyglądała mi się cały czas oszołomiona.
 - Wiele znaczyć? Co za głupota.- warknęłam pochylając się nad moimi kolanami. Rękoma obejmowałam się za głowę. Czułam jak drżę, ale nie potrzebowałam pomocy. Pomoc rodzi się przez współczucie. A współczucie to najgorsze uczucie jakim ktoś może mnie obdarować.

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 2


   "Wspomnienia to do siebie mają, czy chcesz czy nie i tak wracają"


      " Po moim prawym policzku płynęła stróżka krwi. Oszołomiona przyglądałam się leżącemu na ziemi chłopakowi. Jego lekko zakrwawiona dłoń powoli powędrowała w stronę mojego wilgotnego od łez lewego policzka. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie.
 - Masz już 9 lat, a ciągle wyglądasz słodko kiedy płaczesz- stwierdził ledwie słyszalnym głosem. Spojrzałam lekko zdziwiona w jego czarne oczy. Dostrzegłam w nich odrobinę szczęścia. Ręką dotknęłam jego zimnej dłoni.- Anne-chan, kocham cię. Obiecaj mi jedno. Nie ufaj Shiro- przyglądałam się 17-latkowi oszołomiona. Nie rozumiałam jego słów. Dlaczego niby miałabym nie ufać własnemu bratu?- On jest...- głos czarnowłosego był coraz cichszy, przez co nie usłyszałam jego ostatniego słowa. Łzy coraz bardziej płynęły po moich policzkach. Mocno zacisnęłam w swojej dłoni dłoń chłopaka.
 - Matt!- krzyknęłam do księżyca. Dłoń czarnookiego, którą jeszcze przed chwilą mnie dotykał upadła na ziemię. Objęłam go za szyję mocno przytulając. Po krótkiej chwili usłyszałam męski śmiech. Wyprostowałam się gwałtownie odwracają głowę za siebie. Pomiędzy drzewami stał wysoki mężczyzna w garniturze. Dostrzegłam na jego czole stygmaty. Przyglądałam mu się uważnie oraz z widoczną wściekłością.
 - Miło cię znowu widzieć, Anne-chan- powiedział podchodząc do mnie wolnym krokiem. Mężczyzna kucnął tuż przede mną. Złotooki położył swoją dłoń na mojej głowie mierzwiąc mi włosy.
 - Zabiłeś mi brata- warknęłam odpychając jego rękę uderzeniem. Ton mojego głosu był zdecydowany, maskował także ogromną wściekłość. Mężczyzna przyglądał mi się zdziwiony.
 - Widziałaś kto go zabił, więc dlaczego obwiniasz mnie?
 - Bo mogłeś go uratować. Przecież go lubiłeś- mężczyzna westchnął cicho uśmiechając się do mnie delikatnie. W moich oczach widniała tylko i wyłącznie wściekłość.
 - Lubiłem go, ale on był Egzorcystą. To problematyczne, ale ty także musisz już zniknąć
 - Nie zniknę dopóki nie odpłacę ci się za wszystkie 9 lat cierpień
 - Więc to już 9 lat, co? Naprawdę nam wyrosłaś
 - Przestań traktować mnie jak członka twojej chorej rodziny!
 - Przecież nim jesteś. Jako twój chrzestny powinienem dbać o twoje bezpieczeństwo
 - Próbę zabicia mnie nazywasz dbaniem o moje bezpieczeństwo?- prychnęłam uśmiechając się przy tym delikatnie. Zaczęłam się śmiać- To niedorzeczne. Chcesz mnie zabić, a ja prowadzę z tobą taką miłą rozmowę- stwierdziłam beztroskim głosem. Noah Przyjemności odszedł ode mnie podnosząc z ziemi 10 cm kosę brelok. Mężczyzna zniszczył ją, a w jego ręce zostało tylko i wyłącznie moje Innocense. Zacisnęłam powieki odwracając delikatnie głowę w tym samym momencie w którym czarnowłosy je zniszczył. Tykki rozsypał po ziemi zielony proszek. Po moim lewym policzku spłynęła jedna samotna łza. Przeniosłam mój wzrok na podchodzącego do mnie mężczyznę. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam nawet zacisnąć pieści, a co dopiero mówić o ucieczce. Co jednak nie oznaczało, że nie próbowałam. Próbowałam wstać. Uciec. Jednak bezskutecznie. Byłam pozbawiona wszystkich sił. Dłoń Noah przeszyła mnie. Dokładnie czułam jak zaciska się na moim sercu. Mimowolnie zaczęłam drżeć.
 - Żegnaj, Anne-chan- powiedział wyrywając moje serce. Z moich ust wypłynęła stróżka krwi, a oczy w jednej sekundzie zrobiły się martwe. Zdążyłam jeszcze tylko za uwarzyć jak Tykki delikatnie dotyka podarowanego mi przez niego lata temu medalionu."
        Otwarłam gwałtownie oczy siadając. Ledwie łapałam oddech, a po mojej twarzy spływał pot. Odruchowo złapałam się za serce. Nienawidziłam tego snu, tego wspomnienia przez które tyle wycierpiałam. Uciekałam od tych wspomnień których tak bardzo się bałam, a one same do mnie wracały. Rękawem koszulki wytarłam spocone czoło. Usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka podchodząc do nich boso. Moje rozpuszczone włosy zafalowały delikatnie. Uchyliłam drzwi, a przede mną stała Lenalee. Dziewczyna uśmiechnęła się miło na mój widok.
 - Mam nadzieję, że wypoczęłaś- powiedziała. Skinęłam jedynie twierdząco głową.- W takim razie zejdź za chwilę na śniadanie- dodała po czym odeszła. Od razu zamknęłam za nią drzwi. Weszłam do łazienki biorąc poranny prysznic. Wyszłam z niego po chwili zakładając za długą koszule i przyległe do ciała spodnie. Moje długie włosy związałam srebrną gumką w luźnego kucyka. Westchnęłam cicho spoglądając w lustro. Przyglądałam się mojemu odbiciu. Podniosłam opadającą mi na prawe oko grzywkę  Przyglądałam się ukrytemu pod nią bandażowi, który chwilę temu założyłam  Mój wzrok zrobił się smutny. Wypuściłam grzywkę, która ponownie zasłoniła mi prawą część twarzy. Wyszłam z łazienki kierując się na dół. Po krótkiej chwili wolnym krokiem weszłam do jadalni. Usiadłam przy stole koło Lenalee prosząc wcześniej Jerry'ego o naleśniki w syropie. Moja twarz była przygnębiona. Wszyscy przyglądali mi się zdziwieni, ani słowem się do nich nie odezwałam. Z zamyślenia wyrwał mnie nieco zmartwiony głos zielonowłosej.
 - Amika-chan, wszystko w porządku?- spytała zatroskanym tonem. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona. Uśmiechnęłam się nieznacznie.
 - Nie martw się, wszystko gra- odpowiedziałam bez przekonania. Bialowłosy spojrzał na mnie podejrzliwie.
 - Na pewno?- spytał. Gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę  przez co moja grzywka zafalowała odsłaniając bandaż. Ale już po sekundzie wróciła na swoje miejsce.
 - Tak, tak, przepraszam, że was martwię- mój głos był nieco rozbawiony.
 - Co skrywasz pod tym bandażem? Zraniłaś się na misji?- spytał rudzielec nieco zdziwiony. Spojrzałam na niego. Mój wzrok posmutniał nieco jednak nie chciałam tego ukazywać. Pozostała dwójka przyglądała mi się zdziwiona, najwidoczniej oni nie dostrzegli bandaża.
 - A interesuje cię to piracie?- spytałam uśmiechając się do niego sarkastycznie.
 - Żebyś wiedziała, że tak- odpowiedział uśmiechając się do mnie szeroko. Westchnęłam ciężko.
 - Zbyt ciekawski nawet jak na Bookman'a- stwierdziłam zakładając grzywkę za ucho. Przez całą prawą część mojej twarzy przechodził biały bandaż  Uśmiechnęłam się do nich delikatnie maskując smutek.- Nie posiadam prawego oka. Lata temu straciłam je w walce- oznajmiłam. Oszołomione twarze Egzorcystów nie przestawały mi się przyglądać. Skłamałam. A co innego mogłam im powiedzieć? Choć w sumie nie było to do końca kłamstwem. Nie było kłamstwem, ani także prawdą. Ale o tym nie musieli wiedzieć.
      Spojrzałam na siedzących przy stole 3 chłopaków. Podeszłam do nich siadając koło białowłosego. Za namową Allen'a Lenalee i Lavi'ego przestałam ukrywać mój bandaż za grzywką przez co wszyscy zainteresowali się tym co się stało. Do Zakonu należałam już od 2 tygodni. Żadne z nich nie poznało już ani jednej mojej tajemnicy. Nie tylko dlatego, że byłam nieugięta, ale także dlatego, że ciągle byłam na jakiś misjach. Rzadko ze sobą rozmawialiśmy. Przyglądałam się czarnej kartce papieru leżącej przed moją twarzą. Z zamyślenia wyrwał mnie głos pochylającego się nade mną Allen'a.
 - Co to?- spytał zaciekawionym tonem. Szybko zakryłam treść listu zginając go w pół.
 - To nic takiego... tylko list- odpowiedziałam dość niepewnym głosem. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę podejrzliwie jednak już po kilku sekundach uśmiechnął się do mnie szeroko.
 - Od kogo?
 - Przyjaciółki- skłamałam. Mój wzrok nieco posmutniał. Nawet jeśli to było kłamstwo nie mogłam używać tego słowa. Wiedziałam, że Lavi to zauważył  Przez następne 10 minut Allen wypytywał mnie wszystkiego na temat mojej "przyjaciółki".
             Wolnym krokiem przemierzałam korytarz cały czas przyglądając się białym literom na czarnym papierze. Tylko jedna osoba jaką znałam używała białego atramentu. A był nią nie kto inny jak mój brat, Shiro. Już po krótkiej chwili znalazłam się w moim pokoju. Zacisnęłam dłonie w pięści cisnąc zmiętym listem przez pokój. Byłam wściekła, a szczęśliwa atmosfera w Zakonie wcale mi nie pomagała się uspokoić. Rzuciłam się na łóżko ukrywając twarz w poduszkach. Prawie płakałam. Shiro próbował zrujnować moje życie już od kilku lat. Próbował, ale dotąd nigdy mu się to nie udawało. Nigdy nie obchodziło mnie co robił, ale teraz zaczęłam się tym przejmować. Czułam jak Zakon zaczynał mnie zmieniać, a on o tym wiedział. Zmieniać, ale to nie było na lepsze. Nie dla mnie. To bolało coraz bardziej. Dopiero kiedy się uspokoiłam zeszłam z łózka podnosząc z ziemi pomięty list. Usiadłam na biurku rozwijając go. Ponownie zaczęłam go czytać, tym razem na głos.
 - "Moja kochana siostrzyczko! Chciałbym ci przypomnieć, że ludzie z naszego kraju z każdym dniem nienawidzą cię coraz bardziej. Pewnie się zastanawiasz dlaczego ci to mówię. Otóż ludzie zaczęli znikać. Zakon wyśle tu kogoś by to sprawdził, a ty zgłosisz się na ochotnika. Przyjedziesz, zginiesz na oczach całego kraju, a my uwolnimy od nieszczęścia, którym jesteś cały Zakon. Twój kochający brat Shiro"- moje usta lekko zadrżały. Wciągłam odrobinę powietrza czytając dalej- "P.S. Nie zapomnij o przeszłości, moja słodka Noah"- westchnęłam ciężko. Miałam ochotę zabić go za tą "Noah". Może i był moim bratem, ale nienawidziłam go najbardziej na świecie. Usłyszałam pukanie. Szybko odłożyłam list na biurko. Potrąciłam książkę, która upadła na ziemię. Podeszłam do drzwi uchylając je lekko. Zobaczyłam stojącego za nimi rudzielca.
 - Komui wzywa wszystkich Egzorcystów do siebie- powiedział uśmiechając się na mój widok szeroko.
 - Oh, dobra idę- powiedziałam mijając go szybko. Nie chciałam by zobaczył ból w moich oczach, a wiedziałam że był w stanie to zrobić. Nie spojrzałam na jego twarz, nie miałam odwagi.
     (Beluś)
        Czarnowłosa mijając chłopaka ruszyła szybkim krokiem w stronę gabinetu kierownika.  Dziewczyna zapomniała zamknąć za sobą drzwi. Osiemnastolatka zniknęła już po kilku sekundach chłopakowi z pola widzenia. Lavi miał już wracać kiedy dostrzegł przewrócona na ziemi otwartą książkę  Rudzielec westchnął cicho podchodząc do biurka i podnosząc z ziemi książkę. Odkładając ją na biurko dostrzegł leżący na nim pomięty list. Już wcześniej zastanawiało go dlaczego Amika nie chciała by Allen zobaczył co było w nim zapisane. Zielonooki zobaczył większymi literami napis "P.S. Nie zapomnij o przeszłości moja słodka Noah". Przyglądał się temu zdaniu jeszcze przez krótką chwilę po czym przeczytał zawartość listu. Następnie drugi raz oraz trzeci. 18-latek przeczytał list pięć razy nim dotarły do niego zawarte w nim słowa. Chłopak był oszołomiony. Lavi wyszedł z pokoju dziewczyny chowając wcześniej list do kieszeni. 18-latek zamknął za sobą drzwi biegnąc za czarnowłosą. Już po chwili znalazł się w gabinecie kierownika.
 - Czekaliśmy na ciebie, Lavi- powiedział Komui spoglądając na rudowłosego. Chłopak stanął obok Amiki.
 - Staruszek mnie zatrzymał
 - W Polsce zaczęły dziać się różne dziwne rzeczy. Zaczęli znikać ludzie w niewyjaśnionych okolicznościach, niektórzy pojawiają się po dłuższym czasie. Choć to państwo przestało istnieć dawno temu to warto to sprawdzić. Czy ktoś z was chciałby wyruszyć na tą misję?- Ręce Amiki delikatnie zadrżały. Czarnowłosa zacisnęła swoje dłonie w pięści raniąc skórę.
 - Komui, ja mogę pojechać- oznajmiła uśmiechając się sztucznie. Kierownik spojrzał na nią nieco niepewny.
 - Na pewno, kilka godzin temu dopiero wróciłaś z poprzedniej.
 - Tak, to moje państwo, chcę wiedzieć dokładnie co się w nim dzieje.
 - Niech będzie, ale ktoś musi ci towarzyszyć.- zanim 18-latka zdążyła zaprzeczyć kierownik zwrócił się do zielonookiego.- Lavi ostatnio narzekałeś na nudę, taka misja dobrze ci zrobi- stwierdził. Młody Bookman wzruszył tylko ramionami.- Cieszę się. Zostańcie na chwilę, a reszta może się rozejść- wszyscy Egzorcyści oprócz Lavi'ego i Amiki opuścili gabinet czarnowłosego. Wszyscy troje podeszli do biurka.
 - Komui naprawdę uważam, że dwie osoby to za dużo. Wystarczę sama- upierała się czarnowłosa. Kierownik spojrzał na nią uśmiechając się przy tym delikatnie.
 - A gdyby coś ci się stało? Potrzebujesz kogoś kto by ci w tedy pomógł- oznajmił.
     (Amika)
       Umówiłam się z Lavi'm pod bramą o 16:00, chłopak oczywiście się spóźnił przez co prawie uciekł nam pociąg. Usiedliśmy w zarezerwowanym dla nas przedziale. Lavi cały czas gadał o tym, że to nasza pierwsza wspólna misja i, że możemy sobie w końcu pogadać. Nie słuchałam go pogrążona we własnych myślach  Lavi na pewno to zauważył  Możliwe, że mówił tylko dla rozładowania atmosfery, albo by zwrócić na siebie moją uwagę. Westchnęłam cicho.
 - Lavi...- rudzielec umilkł od razu po usłyszeniu swojego imienia. Chłopak przyglądał mi się uważnie - Czy kiedy ktoś zrobił w przeszłości coś z czego nie jest dumny, zalicza się to do teraźniejszej opinii o nim?- spytałam dalej wpatrzona na niebo za oknem. 18-latek zastanowił się przez chwilę w milczeniu.
 - To wszystko zależy od tego kim jest teraz. Jeśli ktoś zły zrobi w przeszłości coś z czego nie jest dumny, a było to najprawdopodobniej coś dobrego, można zmienić zdanie na jego temat na pozytywniejsze  Jeśli jednak ktoś dobry zrobił w przeszłości coś z czego nie jest dumny nie ma o większego znaczenia.
 - Tak wiec ważniejszym pytaniem jest ,,Kto na tym świecie jest prawdziwym dobrem, a kto złem?"- przez resztę podroży już nikt się nie odzywał. Zdążyłam zauważyć, że Lavi ma podobne poglądy do mnie tylko ich nie przedstawia. Jedyną rzeczą jaka mnie zastanawiała był fakt, że Bookman i jego zastępca stoją po stronie Zakonu. Przecież Bookmani musza być całkowicie bezstronni.
         Na miejsce dojechaliśmy już po 16 godzinach. Od razu po wyjściu z pociągu założyłam na głowę kaptur. Lavi'ego to najwyraźniej zaciekawiło, bo od razu zaczął się mnie o to wypytywać. To było oczywiste, że chłopak chce rozwinąć ze mną jakąkolwiek rozmowę. Nie odzywałam się z nadzieją by to wystarczyło by się zamknął, ale 18-latek był zbyt ciekawski. W końcu nie wytrzymałam. Zatrzymałam się odwracając do zielonowłosego gwałtownie, przez co kaptur ześlizgnął się z mojej głowy.
 - Lavi proszę nie odzywaj się chodź przez chwile! Mam wystarczająco dużo problemów na głowie! Nie mów już nic!- chłopak przyglądał mi się lekko oszołomiony tak jak i wszyscy znajdujący się w pobliżu ludzie. Przez tłumy mieszkańców przeszły głośne szepty na temat mojej osoby. Prychnęłam  To miejsce nic, a nic się nie zmieniło. Odwróciłam się ponownie ruszając przed siebie co skutecznie uniemożliwił mi stojący przede mną mężczyzna.- Może byś się przesunął? Chcę przejść- warknęłam podnosząc mój wzrok do góry zamierając w bezruchu. Stojący przede mną mężczyzna miał długie czarne włosy z trzema dredami po lewej stronie. Na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech oraz blizna, a ja go znałam. Lavi dostrzegł przerażenie w moich oczach.
 - Hej, czy to nie nasza kochana Amika-chan?- spytał choć było to bardziej stwierdzenie. Zacisnęłam dłonie w pięści.
 - Miło cię znowu widzieć Aleks- powiedziałam siląc się na miły ton. Szarooki spojrzał na mnie zdziwiony obejmując mnie ramieniem.
 - Coś ty taka miła?- spytał całkowicie ignorując obecność Lavi'ego. Kiedy czarnowłosy mnie objął na mojej skroni pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka.
 - Radzę ci się odsunąć, albo na tej twojej paskudnej buźce pojawi się jeszcze jedna blizna- warknęłam chłodnym tonem. Aleks zaśmiał się posyłając swoim podwładnym porozumiewawcze spojrzenie. Od razu nas otoczyli.
 - Taką cię zapamiętaliśmy księżniczko- mężczyzna kątem oka spojrzał na stojącego obok nas rudzielca. Odruchowo także na niego spojrzałam.- Twoja nowa zabaweczka? W jaki sposób go wykorzystasz?- Lavi spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
 - To nie twój interes co teraz robię więc z łaski swojej odpieprz się od mojego życia- powiedziałam wściekłym tonem. Mężczyzna nie był zbyt zadowolony z mojej odpowiedzi.
 - Słuchaj no! Możesz być szlachetnie urodzonym bachorem, ale tu na ulicy jesteś zwykłą dziwką więc radzę ci się nie wychylać, bo znów stanie ci się krzywda!- powiedział przykładając nóż do mojej szyji. Przyglądałam mu się obojętna. Lavi złapał go mocno za nadgarstek. Dopiero teraz dostrzegłam w jego oczach ogromną wściekłość.
 - Śpieszy nam się, więc czy mógłbyś ją zostawić?- w żaden sposób nie przypominało to pytania. Rozkaz bezwarunkowy. Aleks chciał go już zaatakować, ale kopnęłam go w krocze. Mężczyzna upadł na ziemię zwijając się z bólu. Jego sługusy przyglądali się nam zdziwieni. Lavi złapał mnie za nadgarstek ciągnąc za sobą. Oddaliliśmy się od nich wbiegając w jakiś zaułek. Przez cały czas przyglądałam się rudzielcowi zdziwiona. Nie rozumiałam dlaczego, pomimo tego, że przed chwilą go obraziłam on jednak mi pomógł. Oboje oparliśmy się o ścianę. Aleks oraz jego ludzie przebiegli koło nas. Westchnęłam z ulgą w głosie kiedy byli już poza naszym zasięgiem. Dopiero teraz zauważyłam, że Lavi cały czas mi się przyglądał. Chłopak otwierał już usta by coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to.
 - To są moje osobiste sprawy. Jestem wdzięczna, że mi pomogłeś, ale skupmy się na misji,a nie na mojej przeszłości- powiedziałam wolnym krokiem ruszając przed siebie. Rudzielec poszedł w moje ślady.
 - Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć?
 - Im mniej wiesz tym lepiej dla nas obojga
 - Księżniczka znalazła sobie przyjaciół? Jakie to słodkie- oboje usłyszeliśmy męski, kpiący głos za naszymi plecami. Odwróciłam powoli głowę przerażona. Przyglądałam się oszołomiona stojącemu za nami czarnowłosemu mężczyźnie. 24-latek uśmiechał się do nas szeroko. Lavi aktywował już swoje Innocense. Przyglądałam się stygmatą na szarej skórze chłopaka.- Zawiodłem się na tobie. Egzorcystka? Dlaczego mi to robisz?- spytał z lekka zawiedzionym tonem. Zacisnęłam moje dłonie w pięści z całej siły. Lavi dostrzegł w moich oczach ból. Nie chciałam go nikomu ukazywać, ale sam widok Noah Zapomnienia po tych 8 latach doprowadzał mnie do łez.- Miałaś przyjechać sama księżniczko. Po co go tu przyprowadziłaś? Wierzysz, że ci pomoże? Wierzysz, że Egzorcysta może ci pomóc?- spytał z nutką ironii w głosie oraz naciskiem na słowo "Egzorcysta". Dobrze wiedziałam o co mu chodziło. Zielonooki przyglądał mi się uważnie. Wciągłam odrobinę powietrza. Wypuszczając je po chwili uspokoiłam się trochę.
 - Powiedz, co tam u innych Noah, Shiro?- spytałam uśmiechając się do chłopaka szyderczo. Ryzykowałam. Wiedziałam, że wypowiadając jego imię przy Lavi'm wiele ryzykuję. Gdyby Zakon je poznał powiązałby je z Matt'em, a później Matt'a ze mną  24-latek spoglądał na mnie lekko zdziwiony. W jednej chwili złota taśma obwiązała mnie przyciągając do chłopaka. Shiro obwiązał nią sobie dłoń. Poczułam kolce wbijające się w moje ciało. Lavi przyglądał nam się zdziwiony. Po moim ciele zaczęła płynąć krew z ran. Czułam jak kolce wbijają się coraz głębiej raniąc mnie, ale nie czułam bólu. I właśnie tego żałowałam najbardziej. Przez brak bólu fizycznego, mój ból psychiczny był 10 razy większy. Z kącika moich ust ściekła strużka krwi.
 - Zostaw ją!- krzyknął zielonooki celując swoim młotem w stronę czarnowłosego. 24-latek spojrzał na niego.
 - Bronisz kogoś o kim nic nie wiesz. To strasznie nieodpowiedzialne zachowanie- stwierdził złotooki. Lavi uśmiechnął się do Noah kpiąco.
 - Przecież wiem kim jest. To Amika Salvo, Egzorcystka oraz nasza towarzyszka. Po co wiedzieć więcej?- przyglądałam się zdziwiona pewnemu siebie 18-latkowi. Czarnowłosy zaśmiał się słysząc słowa młodego Bookman'a.
 - Słodkie słówka Egzorcysto, ale czy prawdziwe?- zakpił. Lavi rzucił się w naszą stronę próbując trafić Shiro. Noah Zapomnienia bez problemu unikał jego ataków raniąc go przy okazji kolcami z drugiej taśmy.
 - Lavi, proszę uciekaj! To moja sprawa! Nie wolno ci się do niej mieszać!- krzyknęłam  Od 8 lat robiłam wszystko by nikt nie dowiedział się o moim życiu. Robiłam wszystko by nikt nie poznał mojej przeszłości, ale nikt nie znał mnie tak dobrze jak Noah Zapomnienia. Wystarczył tylko jeden jego kapry by wszyscy poznali kim naprawdę jestem.
 - Baka, chybaby mnie rozszarpali w kwaterze, gdybym im powiedział, że cię zostawiłem i uciekłem.- powiedział prawie dziecinnym głosem. Przyglądałam mu się zdziwiona.- Miał bym dożywotne kazanie o tym, że nie zostawia się przyjaciół- dodał spoglądając na mnie pewnym siebie wzrokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie słysząc jak mnie nazwał. Dla Lavi'ego byłam cenną przyjaciółką, dopiero teraz to zrozumiałam. Zacisnęłam mocno moje zęby. Byłam szczęśliwa, a zarazem przerażona. Od wielu lat nikt nie nazwał mnie swoją przyjaciółką. Mimo wszystko niosło to za sobą niemiłe konsekwencje.
 - Nudzicie mnie- głos Shiro szybko przywrócił mnie do rzeczywistości. Czarnowłosy pociągnął za złotą taśmę  Rany pozostawione przez nią były teraz podłużne oraz głębokie. Lavi złapał mnie nim upadłam na ziemię. Rudzielec przyglądał się Noah Zapomnienia wściekły oraz lekko zdziwiony.- Spokojnie już nic wam dzisiaj nie zrobię  Jesteście tak nudni, że mi się odechciało.- powiedział oddalając się od nas. Powoli przeniosłam mój wzrok na zmartwioną twarz zielonookiego. Przed moimi oczami zaczęła tworzyć się mgła. Nie minęło kilka sekund nim zemdlałam.

sobota, 9 marca 2013

O co chodzi?

  Ciaossu! Specjalnie dla kilku moich znajomych napisałam krótki(bardzo krótki) opis tego o co chodzi w D.Gray-man'ie. Jest to tylko powierzchowny zarys fabuły. Zapraszam do lektury.


     Akcja dzieje się pod koniec XIX w. Od wieków prowadzona jest wojna między Zakonem, a Earl'em. Egzorcyści to członkowie Czarnego Zakonu (Black Order) stworzonego by zabijać Akumy, demony tworzone przez Milenijnego Hrabie zwanego także Księciem Tysiąclecia. Akumy tworzone są z dusz zmarłych i ciał ich bliskich, którzy nabrali się na sztuczkę Milenijnego, chcąc ich wskrzesić. Innocense jest bronią zdolną uwolnić dusze z tych tworów. Zakon poszukuje rozrzuconych po świecie części Kryształów, co nie jest takie proste, ponieważ na drodze staje im rodzina Noah. Obie te grupy biegle poszukują Serca- najważniejszego ze wszystkich Innocence- Zakon by go chronić, a rodzina Noah by zniszczyć.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 1

 "Pierwszy mrok, Misja dla Skazańca"


             Wygrzebałam się na klif. Dwa lata, dwa cholerne lata zajęło mi znalezienie tego chorego Zakonu. Rozglądałam się dokładnie podchodząc wolnym krokiem do budynku. Spojrzałam na obserwującego mnie golema. Nachyliłam się delikatnie do przodu.
 - Ohayo- mój głos był pewny siebie. przymknęłam delikatnie powieki uśmiechając się delikatnie.
 - Kim jesteś? I czego tu szukasz?- Usłyszałam głos mężczyzny dochodzący z golema. Otwarłam moje powieki prostując się.
 - Nazywam się Amika Salvo. Jestem uczennica Generała Cross'a-  odpowiedziałam trochę poważniejszym tonem. Przez krótką chwilę nic się nie działo. Na drzwiach pojawiła się jakaś twarz. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona.
 - Nie martw się, on sprawdza czy nie jesteś Akumą- tym razem z golema wydobył się dziewczęcy głos. Z kamiennych oczy wydobyło się światło skierowane prosto na mnie. Wzrok strażnika bramy powędrował na moje ramię. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Zakryłam to miejsce moją dłonią.
 - To przeklęta! Akuma! Zabierzcie ją stąd!- na mojej skroni pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka
 - To, że jestem przeklęta nie oznacza w cale, że jestem Akumą! Jestem taka sama jak Allen- mój głos był lekko wkurzony. Przyglądałam się teraz golemowi uważnie.

      (Kwatera Główna Czarnego Zakonu)

              Wszyscy przyglądali się czarnowłosej wysokiej dziewczynie stojącej przy bramie. Strażnik zaczął krzyczeć, że dziewczyna jest Akumą, jednak po incydencie z Allen'em zrozumieli, że nie każda przeklęta osoba musi być od razu Akumą. Czarnooka zaczęła się wydzierać na strażnika bramy. Czarnowłosy mężczyzna podszedł do siedzących w pomieszczeniu osób.
 - Czółko, co jest?- spytał upijając z niebieskiego kubka z różowym króliczkiem trochę kawy. Blondwłosy mężczyzna spojrzał na niego.
 - Mówi, ze jest uczennicą Generała Cross'a, wspomniała też o Allen'ie- powiedział nieco znudzonym tonem. Zielonowłosa dziewczyna chciała się już odezwać, ale wszyscy usłyszeli już zdenerwowany głos.
 - Generał Cross mówił, że wysłał do was list!-  powiedziała czarnowłosa chwytając golema za skrzydła i zaczynając nim potrząsać. Wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu spojrzeli na pijącego kawę mężczyznę
 - Kierowniku wiesz coś o tym?
 - Było coś takiego.

     (Wejście do Kwatery Głównej Czarnego Zakonu)

            Stałam przyglądając się golemowi. Twarz z budynku już znikła. Przez większość czasu nić się nie działo. Wielka brama otworzyła się i wyszła z niej młoda dziewczyna. Zielonowłosa podeszła o mnie wolnym krokiem.
 - Witam, jestem Lenalee Lee. Przepraszam za kłopot- powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją.
 - Nic się nie stało. Jestem Amika Salvo- przedstawiłam się. Dziewczyna ruszyła w stronę wejścia. Szłam wolnym krokiem w niewielkim odstępie za dziewczyna. Wszyscy których mijaliśmy przyglądali mi się uważnie, a raczej mojemu tatuażowi znajdującemu się na lewym ramieniu. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, jednak bardzo nie lubiłam być w centrum zainteresowania. Rozglądałam się po wnętrzu budynku. Nie sądziłam, że Kwatera Główna będzie aż tak...ekskluzywna?
 - Aktualnie nie mam za wiele czasu by cię oprowadzić dlatego pokarzę ci tylko parę miejsc- powiedziała zielono włosa uśmiechając się do mnie miło. Nie odezwałam się, ale skinęłam głowa na znak, że rozumiem. Po dłuższej chwili weszłyśmy do wielkiego pomieszczenia. Znajdowało się w nim kilkanaście stołów oraz wielu poszukiwaczy i kilku Egzorcystów. Podeszłyśmy do jednego ze stołów. Siedziało przy nim dwóch chłopaków. Obaj spojrzeli na nas.
 - STRIKE!- krzyknął rudzielec. Spojrzałam na niego. Zielonowłosa westchnęła cicho wskazując chłopaka.
 - To Lavi, myślę, że szybko się poznacie- powiedziała uśmiechając się do mnie miło. Mój wzrok powędrował w stronę białowłosego. Zobaczyłam na jego czole pentagram dzięki czemu od razu go poznałam. Dziewczyna dostrzegła mój ruch.
 - Jestem Allen Walker- powiedział uśmiechając się szeroko. W ogóle się nie odzywałam. Lenalee wskazała na mnie.
 - To jest Amika Salvo- fioletowooka przedstawiła mnie. Skinęłam delikatnie głową na powitanie. Wyraz mojej twarz był od jakiegoś czasu obojętny.
 - Miło cie poznać- spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka. Następnie przeniosłam mój wzrok na rudzielca, którego wyraz twarzy wskazywał całkowitą nieobecność.
 - To się jeszcze okaże czy "miło"- stwierdziłam chłodnym tonem. Słysząc ton mojego głosu przez ciała chłopaków przeszły niemiłe dreszcze.
 - Czy mogła byś ich nie straszyć? A przy okazji nazywa się Komui Lee, jestem kierownikiem- spojrzałam w stronę źródła tego głosu. Podszedł do nas wysoki mężczyzna o czarnych włosach. W ręce trzymał niebieski kubek z różowym króliczkiem. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem- Cóż to za wroga aura?- spytał uśmiechając się do mnie miło. Mężczyzna odwrócił się w stronę długiego korytarza ruszając wolnym krokiem przed siebie- Chodź ze mną, Hevlaska już czeka-  powiedział. Spojrzałam na zielonowłosą która skinęła tylko twierdząco głową. Wolnym krokiem ruszyłam za kierownikiem. Szliśmy w całkowitym milczeniu. Po dłuższej chwili kierownik zatrzymał się, zrobiłam to samo. Miejsce gdzie staliśmy zaczęło jechać w dół. Dopiero teraz zauważyłam, że była to winda. By utrzymać równowagę złapałam się delikatnie poręczy. Po krótkiej chwili winda zatrzymała się. Przed nami pojawiła się ogromna, biała postać. Zdziwiłam się na jej widok. Kobieta ujęła mnie w swoją dłoń. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie. Nie minęło kilka sekund zanim zemdlałam.
                Otwarłam delikatnie powieki. Na początku wszystko było za mgłą, jednak po kilku sekundach zobaczyłam stojącego niedaleko mnie kierownika. Z leżenia przeszłam do siadu, a w następnej chwili wstałam. Mężczyzna przyglądał mi się szeroko uśmiechnięty. W ogóle nie rozumiałam ludzi z tego Zakonu. Byli dla mnie mili choć w ogóle mnie nie znali, a na ich twarzach przez cały czas widniały uśmiechy. Z zamyślenia wyrwał mnie głos kierownika.
 - Mam dobre wieści, twoja kompatybilność z Innocense wynosi 100%- powiedział. Zdziwiłam się lekko. Wiedziałam, że była duża, ale nie sądziłam, że aż tak wysoka. To był w końcu poziom do zostania generałem. Skinęłam delikatnie głową. Zobaczyłam, że byliśmy już na korytarzu. Spojrzałam na uśmiechającego się mężczyznę. Kierownik przyglądał mi się uważnie, a raczej mojej mojej bransolecie na lewym ramieniu- Twoje Innocense jest uszkodzone, prawda?- spytał. Zakryłam bransoletę dłonią.
 - To nic takiego, za kilka godzin będzie jak nowa.
 - O nie, nie nie, trzeba je jak najszybciej naprawić. Chodź ze mną- niechętnie ruszyłam za mężczyzną. Po dłuższej chwili weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Na moje oko wyglądało trochę jak pokój tortur. Ściągnęłam z mojego ramienia bransoletę kładąc ją na stole. Oparłam się plecami o ścianę przy drzwiach. Kierownik wyciągnął jakieś narzędzia zaczynając "naprawiać" moje Innocense. Stałam bez ruchu z lekko przymrużonymi oczami. Moja głowa była delikatnie opuszczona w dół. Minęło gdzieś koło godziny nim Komui skończył z "naprawą" mojej bransolety. Czarnowłosy oddał mi moje Innocense. Od razu założyłam je na ramię. Bez niego czułam się nieswojo oraz trochę bezbronnie.- Z tego co widzę to nie jesteś zbyt chętna do pokazywania jej komukolwiek- stwierdził miłym tonem. Spiorunowałam mężczyznę wzrokiem.
 - To nie jest interes Zakonu- mój głos dalej był chłodny, jednak po przysłuchaniu się mu trochę dokładniej można było dosłyszeć w nim smutek.
 - Więc uważasz, że wszystko co robimy lub mówimy jest kontrolowane przez tych z góry?- głos kierownika ie był ten sam. Teraz dokładniej słychać w nim było zainteresowanie.
 - Niekoniecznie, jednak... nie umiem wam zaufać- czarnowłosy zaśmiał się spoglądając na mnie. Mężczyzna ruszył wolnym krokiem w stronę wyjścia.
 - Nie zmienię twojego zdania na nasz temat- stwierdził wychodząc z pomieszczenia. Wyszłam zaraz za nim kierując się w stronę jadalni. Nie miałam ochoty spędzać czasu z tymi ludźmi dłużej niż było to konieczne, ale musiałam coś zjeść. Podeszłam do okienka.
 - Nowa twarz, co podać panienko?- spytał kucharz uśmiechając się do mnie miło. Zastanowiłam się przez krótką chwilę.
 - Zjadła bym naleśniki- odpowiedziałam. Już po chwili mężczyzna podał mi talerz pełen naleśników polanych syropem. Lenalee zawołała mnie do ich stolika. Usiadłam obok zielonowłosej naprzeciw Allen'a, Lavi'ego I Krory'ego. Już po chwili podeszli do nas naukowcy. Zaczęliśmy rozmowę.
 - Moje wymiary?- spytałam lekko zdziwiona spoglądając na trzymającego metr niskiego chłopaka.
 - Musze stworzyć dla ciebie idealny uniform.- oznajmił. Zgodziłam się. Już po chwili podjął rozmowę sam ze sobą o moim idealnym stroju. Wszyscy przyglądali się mojej zdezorientowanej minie rozbawieni. Wróciłam do pokoju dopiero po godzinie. Egzorcyści, ani naukowcy nie chcieli mnie wypuścić z jadalni wcześniej. Wzięłam prysznic kładąc się do łóżka. Białe ściany, komoda, szafa, łóżko i łazienka, nic poza tym. Pokój wydawał się pusty. Usnęłam dość szybko.
           Otwarłam oczy gwałtownie siadając. ciężko oddychałam, a pot spływał po moim czole. Miałam straszny sen, a raczej wspomnienie. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 8. Wstałam wchodząc do łazienki i biorąc poranny prysznic. Wyszłam już w nowych ubraniach. Wolnym krokiem zeszłam do jadalni. Wszyscy przyglądali mi się uważnie. Przewróciłam oczami podchodząc do okienka.
 - Co dla ciebie panienko?- spytał czarnowłosy mężczyzna przyglądając mi się z uśmiechem na twarzy.
 - Poproszę tylko kawę- odpowiedziałam obojętnym tonem. Kucharz spojrzał na mnie z politowaniem. Jego wzrok mnie zdenerwował, ale nie ukazałam tego.
 - Taka mała i chuderlawa dziewczyna, teraz to już nie dziwne dlaczego- skomentował, ale dał mi jedynie kawę tak jak poprosiłam. Wzięłam ją siadając przy pustym stole. Nikt z obecnych w jadali ludzi nie odważył się do mnie podejść. Wolałam to, chodź milej byłoby gdyby jeszcze odrzucili ode mnie oczy. Już po krótkiej chwili dosiali się do mnie Allen z masą jedzenia, Lavi, Krory, Miranda i Lenalee. Na ich twarzach widniały szerokie uśmiechy. Ich rozmowa której się nie przysłuchiwała była bardzo żywa. Westchnęłam ciężko spoglądając na nich roześmianym wzrokiem. Cała piątka spojrzała na mnie zdziwieni.
 - Czy coś się stało, Amika-chan?- spytała zielono włosa. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona jednak już po chwili wróciłam do mojej obojętności.
 - Nie, tylko troszkę się zamyśliłam- powiedziałam. Mimo mojego przekonującego tonu młody Bookman przyglądał mi się uważnie. Johny przyniósł mój idealny- według niego- uniform Egzorysty. Obiecałam mu, że założę go zaraz po śniadaniu.
 - Lavi, Allen, Lenalee, Amika przyjdźcie do mojego gabinetu jak skończycie. Mam dla was misje- kierownik pojawił się w jadalni tylko na chwilę. A dokładniej to tylko po to by nas o tym poinformować. Dokończyłam moją kawę już po kilku sekundach jednak cierpliwie zaczekałam na pozostałych. Wszyscy razem weszliśmy do gabinetu kierownika. Wszyscy troje usiedli na kanapie. Oparłam się o nią przyglądając kierownikowi uważnie.- Na południu Danii w domu kultury istnieje broszka po której dotknięciu niektórzy ludzie zamieniają się w proch. Możliwe, że jest to Innocence, chcę byście to sprawdzili- oznajmił. Wróciłam do pokoju po najpotrzebniejsze rzeczy.
          Wszyscy siedzieliśmy w pociągu w wagonie zarezerwowanym dla Egzorcystów. Miałam na sobie uniform Czarnego Zakonu przygotowany przez Johnny'ego. Składał się z krótkich spodenek, wysokich za kolana butów oraz krótkiej kurtki z jednej strony długim rękawkiem. Milczałam spoglądając na zmieniający się co sekundę krajobraz za oknem. Nie zwracałam uwagi na wygłupy chłopaków. Oboje przypominali mi z zachowana ludzi których znałam. Tych których nie miałam prawa nazywać już przyjaciółmi.
 - A co z tobą, Amika-chan?- spytała Lenalee siadając koło mnie. Chłopcy usiedli naprzeciw nas. Spojrzałam na nich lekko zdziwiona.- Nic o sobie nie mówisz tylko słuchasz- stwierdziła uśmiechając się do mnie miło.
 - Nie mam nikomu nic do powiedzenia. Moje życie nie jest czymś wartym wspominania, a co dopiero mówienia o nim innym- oznajmiłam obojętnym tonem z nutką goryczy.
 - Hę, o czym ty mówisz?- spytał Allen przyglądając mi się uważnie. Spojrzałam na niego wzdychając ciężko.
 - O tym, że nie mam wam nic ciekawego do opowiedzenia. Nie znałam mojej matki, umarła przy porodzie, a ojca nie pamiętam. Spłoną żywcem na moich oczach jak miałam 4 lata. Pamiętam tylko tyle, że był wspaniałym człowiekiem. Tyle z mojej historii.- ponownie przeniosłam mój wzrok na krajobraz. Na miejsce dojechaliśmy już po kilku godzinach. Wyszliśmy z pociągu zmierzając wolnym krokiem w kierunku gospody w której mieliśmy wynajęte pokoje. Podróż zajęła nam praktycznie cały dzień więc nie było mowy o szukaniu Innocense o tej porze. Już po krótkiej chwili weszliśmy do budynku, Allen z Lenalee poszli po klucze.
 - Nie rozumiem cię- powiedział nagle Lavi nie spoglądając na mnie. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
 - Ja nie rozumiem tego co właśnie powiedziałeś
 - W pociągu nie chciałaś z nami rozmawiać, byłaś także nieobecna, ale w czasie śniadania twoje oczy były radosne i odzyskały wyraz- oznajmił miłym tonem. Spojrzałam na podchodzącą do nas dwójkę. Z powrotem przybrałam obojętny wyraz twarzy.
 - Zauważasz najdziwniejsze rzeczy. Nawet jeśli były nie ma to znaczenia- stwierdziłam nie wzruszona jego słowami.
 - Dla mnie ma. Chcę z powrotem zobaczyć tamte oczy. Ponieważ sądzę, że się w nich zakochałem- powiedział uśmiechając się do mnie szczerze oraz ruszając za Allenem i Lenalee w stronę naszych pokoi. Przyglądałam mu się zdziwiona. Poszłam w jego ślady zastanawiając się nad jego słowami. Były one dla mnie bez znaczenia, ale nie mogłam przestać o nich myśleć. Pokręciłam głową odganiając od siebie te myśli. Nie mogłam sobie pozwolić na zaprzątanie mojej głowy takimi nic nie znaczącymi szczegółami. Weszłam do jednego z dwóch pokoi, który dzieliłam z Lenalee. Dziewczyna od razu po przyjeździe wzięła kąpiel. Stałam na balkonie z książką w ręce spoglądając na zachodzące słońce, kiedy zielono włosa wyszła z łazienki. Czułam na sobie spojrzenie jej fioletowych oczu. Spojrzałam na nią kątem oka. Jej twarz wydawała się poważna.
 - Czy coś się stało?- spytałam odwracając się w jej stronę. Chłodny wiatr czesał moje włosy. Szesnastolatka była zmieszana.
 - W pociągu, kiedy mówiłaś o swoich rodzicach... ton twojego głosu był spokojny i obojętny. To mnie trochę zdziwiło- stwierdziła. Westchnęłam cicho zamykając książkę i wchodząc do pokoju.
 - Nie dziwi mnie to. Po tym wydarzeniu, kiedy straciłam wszystko co było dla mnie ważne postanowiłam podążać najtrudniejszą drogą jaką może wybrać ktokolwiek na tym świecie. Postanowiłam wyzbyć się moich uczuć dla własnej ochrony. To była jedyna droga jaką wybrałam i podążam nią dalej. Wszyscy na tym świecie są mi obojętni, a wydarzenia nie mają znaczenia dopóki bezpośrednio nie dotyczą mnie.- dziewczyna przyglądała mi się zdziwiona. Odłożyłam książkę na komodę zabierając ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy. Weszłam do łazienki biorąc szybki prysznic. Wyszłam z niej już po krótkiej chwili w całkowicie nowych ciuchach. Lenalee siedziała na swoim łóżku dalej lekko poruszona moimi słowami. Uniform Czarnego Zakonu położyłam na krześle wchodząc pod kołdrę.- Jutro będziemy mieli parę spraw na głowie, lepiej idź już spać-  oznajmiłam przymykając lekko oczy
        Wstaliśmy bardzo wcześnie. Śniadanie zjedliśmy w pobliskiej restauracji, pod przymusem Allen'a i Lavi'ego zjadłam jajecznice. Następnie wyruszyliśmy do tego całego domu kultury. Weszliśmy do budynku  nie widzieliśmy w nim nikogo oprócz nas. Przekleństwo na moim ramieniu zaczęło mnie drażnić, a to oznaczało tylko jedno.
 - Allen
 - Ta- oko białowłosego zaczęło świecić na czerwono od razu po pojawieniu się na naszej drodze ludzi, a raczej Akum. Bez ostrzeżenia pobiegłam przed siebie w ich stronę.
 - Innocence aktywacja!- powiedziałam. Moja srebrna bransoleta zniknęła, a w mojej dłoni pojawiła się dwumetrowa kosa. Jednym atakiem przecięłam w pół trzy Akumy. W kilka sekund pozbyłam się wszystkich demonów. Pozostała trójka nie zdążyła nawet zareagować. Dezaktywowałam Kryształ. Podeszłam do zamkniętej za szybą, świecącej na zielono broszkę. Rozwaliłam szybę wyciągając spinkę. Podeszłam do zszokowanych Egzorcystów.- Wygląda na to, że zabijała tylko Akumy- powiedziałam. Spojrzałam na ich zszokowane miny lekko zdziwiona.- C-czy coś się stało?- spytałam niepewnym tonem.
 - Jesteś niesamowita- stwierdzili Allen i Lenalee. Lavi przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na twarzy. Na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec pod wpływem ich komplementów. Odwróciłam lekko głowę rzucając im Innocence.
 - Nie mówcie nieistotnych rzeczy, jesteśmy na misji- powiedziałam ruszając w swoja stronę. Wszyscy troje ruszyli zaraz za mną. Poczułam silny ból głowy, ale nie dałam po sobie nic poznać Już po chwili znaleźliśmy się na peronie. Do odjazdu naszego pociągu mieliśmy czas więc poszliśmy coś zjeść. Allen zamówił całą górę różnorodnych potraw. Siedziałam przy oknie popijając kawę. Spoglądałam na roześmianych ludzi chodzących po peronie. Przed moją twarzą pojawił się talerz z naleśnikami polanymi syropem. Spojrzałam zdziwiona na białowłosego.
 - Jak czegoś nie zjesz to będziemy się o ciebie martwić- oznajmił. Byłam nie ugięta, ale jeśli chodziło o to, że miałam coś zjeść to przegrywałam z Allen'em. Wolałam poddać się od razu niż marnować energie wykłócając się z nim na takie bezsensowne tematy. Przez cholerny żołądek kiełka prawie spóźniliśmy się na pociąg. Ponownie siedziałam przy oknie z dala od pozostałych. W pewnym momencie Lavi usiadł naprzeciw mnie. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Przyglądałam mu się przez chwilę.
 - Drugi raz- powiedział w końcu przerywając milczenie.
 - O czym ty tym razem mówisz?- spytałam obojętnym tonem.
 - Kiedy cie pochwaliliśmy to się zarumieniłaś, a w twoich oczach ponownie pojawił się ten wyraz- stwierdził. Przewróciłam oczami uśmiechając się delikatnie. Nie rozumiałam żadnego z nich, byli otwarci, radośni, nie mieli żadnych problemów. Byli jednymi z pierwszych umiejących mnie rozbawić. Byli ciekawscy, ale dopóki nie pytali ze szczegółami o moją przeszłość było dobrze. Lenalee podeszła do nas siadając koło rudzielca.
 - Amika-chan, wczoraj twoje słowa były...okrutne- powiedziała niepewnym głosem. Przeniosłam mój wzrok na krajobraz za oknem.
 - Jeśli cię zraniłam, przepraszam. Nie chciałam tego robić, ale wolę brutalną prawdę niż słodkie kłamstwa- oznajmiłam beznamiętnym tonem. Lavi przyglądał się nam przenosząc swój wzrok z jednaj na drugą.
 - To nie tak, że mnie uraziłaś. Ja po prostu dalej nie mogę do końca zrozumieć twoich słów
 - Może lepiej nie próbuj. Tylko bardziej byś się przeraziła
        Był późny wieczór kiedy wróciliśmy do Zakonu. Komui był jedyną osobą która nas przywitała. Minęłam go kierując się w stronę mojego pokoju.
 - Amika-chan chciałbym z tobą porozmawiać.- oznajmił zmierzając w stronę Hevlaski. Westchnęłam ciężko ruszając za nim. Już po chwili znaleźliśmy się przy białej postaci. Oddałam jej Innocense, które chwilę wcześniej dał mi Allen.Spojrzałam na kierownika.- Jak twoja pierwsza misja?- spytał. Wzruszyłam ramionami obojętna.
 - Nic nadzwyczajnego
 - Na pewno?
 - Nic z tych rzeczy które mogła bym ci powiedzieć
 - Dlaczego?

 - Nie ufam wam.
 - Chodź, przekonasz się czy możesz nam zaufać- powiedział wychodząc z pomieszczenia. Stałam w jednym miejscu bez ruchu, jednak już po kilku sekundach ruszyłam za kierownikiem. Co mnie do tego skłoniło? Zapewne zwykła ciekawość. Chodź w sumie Matt zawsze ufał Egzorcystą. Wiele mi o nich mówił i nigdy nic złego. Czarny Zakon był dla niego jak drugi dom. Jednak oboje byliśmy inni. On może i czuł się tutaj dobrze, jednak ja nie umiałam im zaufać. Wiedząc, że on już nie żyje? Nie. Nie było takiej opcji. Wolnym krokiem podążałam za wysokim mężczyzną. Droga którą szliśmy wskazywała jadalnię. Po dłuższej chwili kierownik zniknął mi z oczu wchodząc do pomieszczenia. Do jadalni weszłam zaraz za nim. Zdziwiona zatrzymałam się gwałtownie. Praktycznie chyba wszyscy którzy byli obecnie w Czarnym Zakonie znajdowali się teraz w tym pomieszczeniu. Ponad ich głowami widniał wielki napis "Witaj w domu Amika". W domu? Czy mogłam nazwać to miejsce moim domem? Skoro już się tu znalazłam dowództwo na pewno dobrowolnie nie pozwolą mi odejść. Tak więc nie miałam innego wyboru jak się do tego po prostu przyzwyczaić. Lenalee podeszła do mnie wręczając mi biały kubek z jakimś napojem. Były na im moje inicjały.
 - Od teraz należy do ciebie- powiedziała miłym tonem. Wzięłam go od dziewczyny. Wszyscy zaczęli mi się przedstawiać, niektórzy nawet zaczęli opowiadać mi o Zakonie. Wyraz mojej twarzy ani na chwilę się nie zmienił, cały czas wskazywał całkowitą obojętność, choć można było dostrzec na niej także zdziwienie oraz zmieszanie.
                Stałam opierając się o stół. Wszyscy wydawali się dobrze bawić, wszyscy oprócz mnie. Byłam całkowicie nieobecna. Mój umysł wędrował do najdalszych wspomnień. Kątem oka dostrzegłam stojącego pod ścianą czarnowłosego Egzorcyste. Chłopak miał długie włosy, był Japończykiem. Czarno włosy nie przedstawił mi się i sądząc po jego twarzy nie miał zamiaru. Był całkowicie inny niż reszta zakonu. Tajemniczość i obojętność przez cały czas gościły na jego twarzy. Przyglądałam się chłopakowi uważnie.
 - To Kanda, zawsze się tak zachowuje. To cud, że w ogóle tu przyszedł.- spojrzałam na roześmianego chłopaka. Biało włosy podszedł do mnie także opierając się o stół. Chłopak przyglądał mi się uważnie.- Ty także jesteś przeklęta, prawda? To dlatego mogłaś wyczuć Akumy, tam w domu kultury. Twoje przekleństwo to ten tatuaż- oznajmił. Westchnęłam cicho.
 - Spostrzegawczy jesteś- stwierdziłam obojętnym tonem.
 - Co mamy zrobić, żebyś zaczęła się śmiać?- spytał. Biało włosy przyglądał mi się teraz szeroko uśmiechnięty. W moich oczach pojawiło się zdziwienie. Nie rozumiałam po co ktoś kto ie nawet nie znał chciałby bym była szczęśliwa. Po kilku sekundach ponownie wróciłam do mojego obojętnego wyrazu twarzy.
 - Nie wysilaj się, ostatni raz śmiałam się 12 lat temu- Walker przyglądał mi się teraz zdziwiony. Czy to, że ktoś się nie śmiał od 12 lat naprawdę było takie dziwne? Wzruszyłam ramionami. Uprzedzając kolejne pytanie Allen'a powiedziałam.- To nie dziwi tak bardzo jak się wie kim jestem- mój głos nie był już obojętny. Raczej chłodny i zdystansowany.
 - Wiem kim jesteś.- spojrzałam na chłopaka zdziwiona.- Jesteś Amika Salvo, Egzorcysta oraz nasza towarzyszka- dodał widząc moje zdziwione spojrzenie. Zaczęłam się śmiać. Jednak nie dlatego bo powiedział coś zabawnego, mój śmiech był ironiczny.
- Mogę być jedna z klanu Noah. Wszyscy jesteście nieostrożni oraz naiwni-  powiedziałam odchodząc od szarookiego. Podeszłam wolnym krokiem do siedzącego przy ścianie rudzielca.- Kto by pomyślał. Nasz rudzielec tak bardzo boi się pielęgniarki Matron, że nieudolnie stara się ukryć swoje rany- stwierdziłam z kpiącym uśmiechem na twarzy. Młody Bookman spojrzał na mnie lekko zdziwiony. W odpowiedzi wskazałam głową lego lewą rękę. Spod rękawa kurtki wystawał lekko zakrwawiony bandaż. Chłopak odrazy go zakrył.
 - To nic takiego- oznajmił poważnym tonem. Westchnęłam cicho. Pociągnęłam zielonookiego za rękę za mną. Skierowałam się w stronę mojego pokoju.
 - Działacie mi na nerwy, ale jeśli wykrwawił byś się na śmierć to wiedząc tej ranie miała bym cie na sumieniu, a na serio tego nie lubię- oznajmiłam sarkastycznie. Otworzyłam drzwi pokoju wchodząc do niego.- Usiądź- chłopak od razu wykonał polecenie siadając na krawędzi łózka tuż przy komodzie. Podeszłam do szafy wyciągając z jej niewielką apteczkę. Usiadłam tuż obok rudzielca. Ściągnęłam z jego ręki zakrwawiony bandaż. Niewiele powyżej nadgarstka znajdowała się dość głęboka cięta rana. Uniosłam delikatnie jedną brew do góry.- Nic takiego?- po odkażeniu rany zaczęłam zakładać na nią szwy. Skończyłam już po krótkiej chwili. Rękę chłopaka zabandażowałam nowym bandażem. Rudzielec przeglądał się uważnie temu co robiłam. powoli odniosłam apteczkę na swoje miejsce.- Nie nadwyrężaj reki, a szybko się zagoi- powiedziałam zamykając drzwi od szafy.
 - Nieźle sobie z tym poradziłaś- stwierdził trochę milszym tonem. Spoglądałam przez kilka sekund smutnym wzrokiem na drzwi szafy. Podeszłam wolnym krokiem do biurka siadając na nim przodem do osiemnastolatka.
 - Mój brat był Egzorcystą. Czarny Zakon nazywał swoim drugim domem. Nauczył mnie tego wszystkiego bym mogła mu pomagać, gdy był poraniony.
 - Gdzie jest teraz twój brat?
 - Nie żyje, od 9 lat. Jeden z klanu Noah go zamordował na moich oczach- mój głos w cale nie był smutny, jedynie obojętny. Uśmiechnęłam się ironicznie.- Zapisałeś już wszystko Bookman'ie?- tym razem to ja zadałam pytanie. Lavi zaśmiał sie krótko.
 - Coś mi się wydaje, że za nami nie przepadasz.
 - Nie, nie wydaje ci się. Irytujecie mnie swoja łatwowiernością oraz naiwnością. W dodatku ciagle sie uśmiechacie co także jest denerwujące. Jednak najbardziej wnerwiają mnie słowa "Witaj w domu" to miejsce nie jest moim domem i nigdy nie będzie. Mój dom jest daleko stąd i nie mam zamiary do niego wracać.
 - Czyli prosisz byśmy nie byli dla ciebie mili bo przypomina ci to o domie?
 - Przestań!
 - Ale co ja robię?
 - Jesteś dla mnie miły
 - Przepraszam taki nawyk
 - Nie przepraszaj- westchnęłam ciężko- Traktuj mnie tak jak ja traktuję was. Bądź całkowicie obojętny na to co robię bądź mówię, a wszystko powinno być dobrze
 - Ale będąc obojętnym będę się czuł dziwnie
 - Rób co chcesz. Życzę powodzenia, ale tego muru nie przeskoczysz- powiedziałam kierując się w stronę drzwi.
 - Jakiego muru?- zatrzymałam się gwałtownie z dłonią na klamce. Spoglądałam na nią nieobecnym wzrokiem.
 - Mur stworzony ze samotności chroniący mnie przed innymi oraz sama sobą- odpowiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Szybkim krokiem skierowałam się z powrotem w stronę jadalni. Rudzielec wyszedł zaraz za mną. Chłopak podbiegł do mnie idąc obok.
 - Samotność jest nudna, lepiej jest mieć przyjaciół.
 - Miałam przyjaciół, ale ich zraniłam. Wole być samotną i się nudzić, niż mieć przyjaciół i widzieć jak cierpią.
 - Przyjaciele są także po to by pomagać nam nosić rany bólu otrzymane przez życie.
 - Rany które otrzymałam i rany które zadałam. Wiele lat temu ich ilość uśmierciła wielu ważnych dla mnie ludzi. Nie będę więcej się nimi dzielić
.- weszliśmy do pomieszczenia  Wszyscy dalej w nim byli. Lavi objął mnie ramieniem za szyje, a druga ręka wskazał śmiejących się ludzi.
 - My wszyscy nosimy wspólny ból. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych  Wystarczy, że pozwolisz nam się do siebie zbliżyć, a będziemy w stanie ci pomóc.- zdziwiona przemierzyłam twarze wszystkich kończąc na szeroko uśmiechniętym rudzielcu. Poczułam, że na moją twarz wpływa delikatny rumieniec.- To co, spróbujemy?- spytał spoglądając na mnie. Założyłam ręce na piersi krzyżując je i odwracając wzrok.
 - Nie ma mowy- powiedziałam choć stanowczym to nieco przychylniejszym tonem niż zazwyczaj. Lavi pociągnął mnie za rękę w stronę roześmianych członków Czarnego Zakonu. Allen i Lenalee spojrzeli na mnie zdziwieni.
 - Chciałaś coś powiedzieć?- spytał rudzielec nachylając się nade mną delikatnie.
 - Już mówiłam, że tego nie zrobię- oznajmiłam przymykając delikatnie oczy obrażona. Usłyszałam śmiechy. Kątem oka spojrzałam na śmiejąca się trójkę Egzorcystów.- Niech ci będzie. Nie zmienię się, ale będę starała się być nieco milsza- powiedziałam zrezygnowanym tonem. Z ich twarzy nie znikały szerokie uśmiechy. Przez resztę wieczoru uczyłam się bycia miłą dla innych. Choć moja chłodność dość często dawała o sobie znać to pozostali komentowali to śmiechem. Mimo wszystkiego dalej nie byłam w stanie się tak beztrosko śmiać czy otworzyć choć odrobinę bardziej. Kandy już nie zdążałam poznać. Kiedy razem z Lavi'm wróciliśmy do jadalni jego nie było. Powiedzieli mi, że to u niego jest normalne, ale naprawdę mnie zaciekawił. Byłam pewna, że gdzieś już słyszałam jego imię. Przemierzyłam pomieszczenie wzrokiem. W jednej chwili zaczęło mi się kręcić w głowie. Spojrzałam na śmiejących się Egzorcystów.- Wybaczcie, ale wrócę już do pokoju. Jestem nieco zmęczona- powiedziałam, a wszyscy skinęli w odpowiedzi głowami. wolnym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju. Usłyszałam kilka szybkich kroków i już po kilku sekundach Lavi szedł koło mnie.
 - Odprowadzę cię, nie wyglądasz najlepiej- stwierdził. Opuściliśmy już pomieszczenie.
 - Nie musisz, nic mi nie jest- powiedziałam co jednak nie było do końca prawdą. Zaraz po tych słowach kolana ugięły się pode mną, a ja zaczęłam upadać na ziemie. Rudzielec złapał mnie w samą porę.
 - Właśnie widzę- stwierdził ironicznie biorąc mnie na ręce. Osiemnastolatek ruszył w stronę mojego pokoju. Od razu poczułam jakieś dziwne i znajome uczucie. Wtuliłam twarz w tors zielonookiego uśmiechając się przy tym delikatnie.
 - Shiro także mnie tak nosił- wyszeptałam dziecinnym głosem. Młody Bookman spojrzał na moją smutna twarz zdziwiony. Przymknęłam delikatnie powieki.- Szkoda, że jest jednym z nich- dodałam po krótkiej chwili usypiając.

sobota, 9 lutego 2013

Prolog



           Czarnowłosa dziewczynka siedziała przy oknie spoglądając w zamyśleniu na gwiazdy. Była całkowicie sama w wielkim pomieszczeniu robiącym za salon. Dziewczynka mogła mieć jakieś 10 lat. Miała na sobie krótkie fioletowe spodenki oraz za duży czarny podkoszulek. Jej kolorowe oczy były bez wyrazu, zupełnie martwe. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Powoli przekręciła głowę spoglądając na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Chłopak uśmiechnął się szeroko widząc spoglądającą na niego kolorowooką. Dziesięciolatka uśmiechnęła się blado. Czarnowłosy podszedł do niej wolnym krokiem.
 - Witaj w domu braciszku- powiedziała. Jej głos był melodyjny oraz delikatny.
 - Anne-chan dlaczego jeszcze nie śpisz?- spytał dźwięcznym oraz pewnym głosem. Wzrok czarnowłosej posmutniał. Złotooki objął swoją siostrę rozumiejąc co oznaczały te oczy.- Znów miałaś ten sen, prawda?- dziewczynka skinęła w odpowiedzi twierdząco głową bardziej wtulając się w tors chłopaka. Dwudziestoczterolatek westchnął kucając przed blado-skórą. Chłopak spojrzał w kolorowe oczy dziewczyny.- Anne-chan, jest późno, a ty jesteś śpiąca. Zmykaj do łóżka i zapamiętaj, zawsze jestem przy tobie- powiedział. Czarnowłosa objęła za szyję chłopaka po czym skierowała się w stronę swojego pokoju. Anne weszła do pomieszczenia kładąc się na swoim łóżku. Kolorowooka przyglądała się pięknemu malowidłu na suficie. Dla tej dziewczyny znaczyło ono bardzo dużo. Jednym z powodów było to, że przedstawiało ją, jej brata oraz dwójkę przyjaciół. Drugim zaś było to, że namalował je jej starszy brat, kilka dni przed tym jak zginął. A raczej przed tym jak został zamordowany. Z jednej strony można było rzec, że bała się każdego dnia, bała się życia. Z drugiej jednak nie znała strachu. Nie wiedziała czym był, zapomniała o nim rok temu. Po prostu rok nie umiała go odczuć, albo nie chciała. Nie odczuwała go od tego pamiętnego wydarzenia kiedy miała 9 lat. Smutne kolorowe oczy w których odbijał się księżyc nieruchomo wpatrywały się w malowidło. A dokładniej to przyglądały się jednej z czterech osób. Był nią rudowłosy o zielonych oczach siedemnastolatek. Dla Anne był przyjacielem i opiekunem, a przede wszystkim był człowiekiem którego pokochała. Czarnowłosa przymknęła delikatnie zmęczone powieki.
 - Gdzie teraz jesteś braciszku?- spytała szeptem. Po bladych policzkach kolorowookiej spłynęły łzy. Dziewczyna była młoda, właściwie to była jeszcze dzieckiem, co jednak nie znaczyło, że nie wiedziała co oznacza czyjaś śmierć. Wiedziała to bardzo dobrze, ale nie tylko to. Wiedziała o wojnach tego świata, Akumach, Egzorcystach czy nawet Noah. Niektórych z nich spotkała nawet osobiście. Ten pełen brutalności świat ją przerażał. A co by się stało, gdyby pojawił się ktoś kto chciałby go zmienić? Ktoś kto miałby siłę do oczyszczenia świata tego brudu? Nie uwierzyłaby. Już po chwili czarnowłosa usłyszała hałas dochodzący z salonu. Wstała z łózka biegnąc na bosaka w tamtą stronę. Zszokowana zatrzymała się gwałtownie w progu drzwi. Uważnie przyglądała się trzem osobą w pomieszczeniu. Jedną z nich był jej brat. Chłopak rozmawiał z szaroskórym mężczyzną. W ciało dziesieciolatki wbiło się kilka świeczek. Kolorowooka upadła na ziemie dalej przyglądając się trzem postacią  Wszyscy spojrzeli w jej kierunku.- Bra-cisz-ku, Tyk-ki... Mik-k- wyszeptała drżącym głosem. Czarnowłosy uśmiechnął się do swojej siostry delikatnie.
 - Do zobaczenia mała- powiedział znikając w drzwiach za młodą dziewczyną. Dwudziestosześciolatek skłonił sie przed nią lekko.
 - Jeszcze po ciebie wrócimy księżniczko- oznajmił także wchodząc do drzwi Road. Drzwi zniknęły  a w pomieszczeniu pozostała tylko ranna i zszokowana dziesieciolatka. Czarnowłosa zaczęła się śmiać ironicznie.
 - Jaka ja byłam głupia- stwierdziła kładąc się na plecach. Wyciągnęła z swojego ciała trzy świeczki, które jeszcze w nim były wstając. Jej rany krwawiły, ale ona nie zwracała na to uwagi. Nie czuła bólu. Podeszła do szafy wyciągając z niej bandaże  Bez problemu opatrzyła swoje rany. Wolnym krokiem podeszła do lustra przyglądając się swojej twarzy uważnie  Z obrzydzeniem spoglądała na swoje złote oko. Nienawidziła jego koloru. Nienawidziła ponieważ był taki sam jak kolor oczu Noah. Zacisnęła swoje dłonie w pięści raniąc przy tym skórę na dłoniach. To bolało. Myśl, że została właśnie zdradzona przez własnego brata ją bolała. Ale nie mogła płakać. Choć bardzo chciała to nie mogła. Jej ciało zaczęło drżeć. Próbowała z całych sił się uspokoić. Musiała coś wymyślić, coś zrobić. Otwarła szeroko oczy zdziwiona. Już po chwili wbiegła do nie używanego od dawna pokoju Matt'a. Od razu otworzyła wszystkie szuflady, szafki przeszukując je. Była pewna, że w jego rzeczach znajdzie to czego tak bardzo potrzebowała. Zajęło jej to kilka godzin, przewaliła wszystkie rzeczy swojego brata aż w końcu znalazła zdjęcie brata i czerwonowłosego mężczyzny z maską na połowie twarzy. Przyglądała się mężczyźnie uważnie po czym chowając zdjęcie do kieszeni założyła buty, bluzę i wybiegła z domu. Przy świetle księżyca skierowała się w stronę portu. Nie potrzebowała nic więcej oprócz tego zdjęcia.