poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 3

 " Są chwile które w pamięci zostaną i choć czas mija one nie mijają..."


     Otwarłam oczy gwałtownie siadając. W normalnej sytuacji, każdy, nawet najmniejszy ruch powinien sprawiać mi ból. Jednak tak nie było. Spoglądałam na moje dłonie. Były obwiązane bandażami, zupełnie jak całe moje ciało. Koniuszkami palców dotknęłam moich policzków. Były gorące. Przekręciłam głowę delikatnie w bok. Zobaczyłam siedzącego przy ścianie, śpiącego rudzielca. Delikatny rumieniec spłynął na moją twarz. Myśl, że mogłam po tych wszystkich latach znaleźć przyjaciół mnie uszczęśliwiała, ale zarazem przerażała. To kim byłam zawsze sprawiało, że byłam samotna. Przyjaciele byli mi zbędni, nigdy ich nie potrzebowałam. Albo raczej potrzebowałam, ale ich nie było. Mój wzrok lekko posmutniał na wspomnienie wcześniejszych lat. Zacisnęłam moje dłonie w pięści.
 - Dobrze, że już wstałaś- usłyszałam poważny ton Lavi'ego. Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę. Twarz chłopaka była ciepła. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie na powitanie.
 - Jak długo byłam nieprzytomna?
 - Dwa dni- odpowiedział przenosząc wzrok na okno. Ciało chłopaka było pokryte opatrunkami i siniakami. Zacisnęłam moje pięści jeszcze mocniej na kocu.
 - Przepraszam, nie mogłam nic zrobić. Gdybym była silniejsza nie doszłoby do tego.- powiedziałam z wyrzutem. Moją imitację serca przeszył silny ból. Dopiero teraz zrozumiałam, że miałam przyjaciół. Że znalazłam ich w Czarnym Zakonie. Właśnie tam, gdzie miał ich Matt. Przygryzłam dolną wargę drżąc. Po chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Delikatnie podniosłam mój zdziwiony wzrok. Zobaczyłam bujną czuprynę rudych włosów Lavi'ego. Zielonooki obejmował mnie pewnymi siebie ramionami.- Naprawdę chciałabym uwierzyć w twoje słowa. Wszystko ci powiedzieć i poprosić o pomoc. Ale z chwilą wypowiedzenia prawdy wszystko by się zakończyło. Już dawno poddałam się tej części mojego przeznaczenia. Samotności.- nie powinnam tego mówić. Nie powinnam ukazywać nikomu moich słabości. Nie wiedziałam dlaczego otworzyłam się tylko przed Lavi'm. Dlaczego w ogóle się otworzyłam przed kimkolwiek. Nie ufałam ludziom. W końcu byli zdolni tylko do wojny.
 - Nie powinnaś się poddawać. Życie potrafi zafundować niezłego kopniaka, ale nie liczy się ile razy upadłaś, tylko ile razy się podniosłaś- wyszeptał prosto do mojego ucha. Głos chłopaka był opiekuńczy oraz pewny. Zdziwiona opuściłam delikatnie głowę w dół.
 - Dlaczego to robisz?
 - A o co pytasz?
 - Jesteś następcą Bookman'a. Twoim zadaniem jest spisywanie wydarzeń bez ingerencji w nie. Dlaczego więc robisz dla mnie tyle rzeczy?- Chłopak odsunął się trochę ode mnie. Jego twarz była lekko zakłopotana.
 - Może to dlatego, że jesteś pierwszą dziewczyną, którą polubiłem w zupełnie inny sposób- spoglądałam na lekko zarumienionego rudzielca oszołomiona. To nie był pierwszy raz kiedy ktoś powiedział mi coś w tym stylu, ale teraz było to dla mnie czymś innym. Gwałtownie odsunęłam z siebie koc wstając. Podeszłam do okna bez najmniejszego problemu.
 - Nie jestem tuszem na papierze.- powiedziałam z wyrzutem 18-latek spojrzał na mnie zdziwiony.- To prawda, że znam Bookman'ów zaledwie z pogłosek, ale wiem, że nie powinni mieć przyjaciół, ani żadnej rodziny. Ukochana Bookman'a miałaby bardzo ciężkie życie. Twoim przeznaczeniem jest życie w samotności, a moim cierpienie za grzechy z przeszłości.- delikatnie przyłożyłam dłoń do wilgotnej szyby. Smutnym wzrokiem spoglądałam za szare miasto w deszczu, przypominającym łzy. Lavi dokładnie analizował moje słowa z lekka przerażoną oraz oszołomioną miną, która powstała na wskutek mojej szczerości. Moje myśli wędrowały do najdalszych wspomnień. Choć nie powiedziałam tego na głos to moje serce z całej siły próbowało zaprzeczyć tym słowa. Jednak prawdzie niemożna było zaprzeczyć. Usłyszałam szczęk otwieranych i zamykanych drzwi. Odwróciłam się gwałtownie. W progu stał delikatnie uśmiechnięty Komui. Zdziwiłam się lekko na jego widok, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 - Ciesze się, że już odzyskałaś przytomność- Powiedział nad wyraz miłym tonem. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Mężczyzna odwzajemnił mój uśmiech.- Skoro jesteś już zdrowa możemy wracać- stwierdził. Spojrzałam na niego zdziwiona.
 - Jak to wracać? A co z misją?- spytałam spokojnie. Komui spojrzał na mnie unosząc do góry w zdumieniu jedną brew.
 - Twoje rany nie zostały porządnie wyleczone. Lavi dokończy misje z Allen'em i Lenalee.- stwierdził tak jakby to było oczywiste. Może i było, ale nie dla mnie. Przez tyle lat nauczyłam się wielu rzeczy, a jedną z nich było to, ze zawsze muszę dokończyć moją misję, nawet jeśli miałabym poświecić życiem swoje bądź towarzyszy. Przez kilka sekund stałam bez ruchu oszołomiona słowami kierownika.
 - Komui to także moja misja. Nic złego się nie stanie jeśli mi zaufasz.
 - Rozumiem, dobrze. Ale wystarczy, że raz zasłabniesz, a od razu wracasz do Zakonu.- oznajmił z surową miną ruszając w stronę drzwi. Już po kilku sekundach zniknął z mojego pola widzenia. Wolnym krokiem ruszyłam zaraz za nim unikając uważnego spojrzenia zielonych tęczówek Lavi'ego.
 - Wiem dlaczego tu jesteś i nie myśl sobie, że pozwolę ci zginąć.- moja ręka zatrzymała się na klamce od drzwi. Rudzielec położył na niej dłoń. Spojrzałam na niego zdziwiona. Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie jego słów. Ponownie przybrałam obojętny wyraz twarzy otwierając drzwi.
 - Choć doświadczenie mówi dość, moje serce słucha twoich słów.- powiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Nie potrafiłam już ukrywać moich uczuć, maskować za obojętnością. Zakon mnie zmieniał, a ja nie wiedziałam, czy tego właśnie chciałam.
   Wyszłam z budynku wychodząc na drewniany taras. Podeszłam do grubej belki podtrzymującej dach opierając się o nią. Spojrzałam w bezchmurne, czyste niebo. Mój wzrok był smutny oraz nieobecny. Nie chciałam już nigdy więcej słyszeć niczego na temat miłości. Myśl, że ktoś chciał zająć choć odrobinę miejsca w moim sercu nie była pocieszająca. Zawiódł by się wiedząc, że nie posiadam tego narządu. Odwróciłam się gwałtownie celując dłonią w stojącą za mną dziewczynę. Brunetka przyglądała mi się lekko przerażona. Opuściłam dłoń przyglądając się dziewczynie uważnie. Miała jasne oczy i była niewiele młodsza ode mnie. Niebieskooka wyciągnęła w moją stronę drżącą dłoń podając mi szklaneczkę z bezbarwnym płynem.
 - K-Komui-san prosił bym dała ci to lekarstwo.- powiedziała przerażona jąkając się. Mój wyraz twarzy złagodniał.
 - Dziękuję.- powiedziałam biorąc od niej szklankę. Jej blada twarz przybrała odrobinę wyrazu. Wypiłam niezbyt smaczne lekarstwo. Spojrzałam na gwizdy oddając wcześniej brunetce szklankę. Z całego serca chciałam powiedzieć, że marzę o  powrocie do dni kiedy o niczym nie wiedziałam, kiedy świat miał tylko jasną stronę. Niestety nie mogłam, ponieważ ja nigdy nie znałam takiego świata. Już w dniu moich narodzin straciłam matkę, a mój ojciec spłonął żywcem na moich oczach jak miałam 4 lata. W wieku 6 lat straciłam opiekuna, a w wieku 9 widziałam jak zamordowali mojego brata. A na koniec, kiedy miałam 10 lat mój jedyny sens życia, Shiro, okazał się zdrajcą. Od zawsze znałam tylko i wyłącznie świat pełen brutalności, kłamstwa i nienawiści. W całym moim życiu było niewiele chwil w czasie których mogłam się choćby uśmiechać, a co dopiero śmiać. A teraz należałam do Czarnego Zakonu, do miejsca które Matt uważał za drugi dom. I tak naprawdę sama czułam się w nim jak w domu. Nie chciałam się z tym uczuciem za żadne skarby rozstawać. Tak więc, moje postanowienie było proste. Nie powiem im nic, by móc ich chronić. Lata temu obiecałam sobie, że nie pozwolę by ktoś jeszcze cierpiał na moich oczach, albo z mojego powodu. Mam zamiar dotrzymać tej obietnicy nawet za cenę życia.
   Z za horyzontu zaczęły wychylać się pomału pierwsze promienie słońca. Wolnym krokiem wróciłam ponownie do pokoju. Lavi spoglądał za okno opierając się o ścianę. Wyraz jego twarzy wskazywał całkowite zamyślenie. Uśmiechnęłam się delikatnie podchodząc do niego. Chłopak spojrzał na mnie. Rudzielec odwzajemnił mój uśmiech swoim.
 - Powinniśmy się już zbierać. Mamy się spotkać z pozostałymi w "Ognistym Smoku".- powiedział biorąc swoją torbę. Nachyliłam się wyciągając rękę po moją torbę. Nasze palce zetkneły się dotykając jej rączki. Odsunęłam szybko rękę zdziwiona. Oboje spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie. Na naszych twarzach pojawiły się delikatne rumieńce.- Jesteś ranna... nie powinnaś nosić tylu rzeczy.- oznajmił uciekając wzrokiem w bok.
 - Dziękuję, Lavi.- powiedziałam. 18-latek wziął moją torbę ruszając przed siebie. Poszłam w jego ślady.
   Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało. Nie chciałam słyszeć więcej tych bolesnych słów. Już po krótkiej chwili weszliśmy do hotelu. Allen i Lena podeszli do nas.
 - Jak tam wasza wspólna misja?- spytał z naciskiem na słowo "wspólna". Zarumieniłam się delikatnie widząc jak białowłosy przygląda mi się zaciekawiony.
 - Skoro tu jesteście to chyba raczej nie najlepiej.- odpowiedziałam siląc się na obojętność. Allen odszedł z zawiedzioną miną. Westchnęłam cicho z ulgą podchodząc za nim do recepcji.
 - Witam- usłyszałam melodyjny oraz delikatny głos recepcjonistki. Na początku był dla mnie całkowicie obcy. Jednak kiedy odezwała się po raz kolejny od razu go poznałam.- W czym mogę pomóc?- spytała. Podniosłam gwałtownie głowę przyglądając jej się uważnie. Była bardzo młoda, miała niebieskie włosy oraz morskie oczy.
 - Mamy zarezerwowane dwa pokoje dla Egzorcystów z Czarnego Zakonu.- oznajmił Allen. Kobieta przeniosła swój wzrok z niego na mnie. Wyraz jej twarzy zrobił się oszołomiony, a srebrna taca wypadła z rąk. Uderzając o podłogę narobiła nieco hałasu, przez co wszyscy goście spojrzeli w nasza stronę. W oczach kobiety pojawiły się łzy.
 - A-Amika?- spytała oszołomiona. Białowłosy spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Lavi i Lena ruszyli pomału w nasza stronę. Skinęłam w odpowiedzi delikatnie głową przyjmując maskę obojętności. Morskowłosa przytuliła mnie mocno.- Tak się cieszę.- powiedziała roztrzęsionym głosem. Dziewczyna puściła mnie w tej samej chwili, gdy Lavi i Lenalee podeszli do nas. Jej zdziwione oczy spoczeły na rudzielcu.- Kei? N-niemożliwe... przecież ty...
 - Mylisz się. To nie Kei.- przerwałam jej zmieszanym tonem. Moja twarz posmutniała wyraźnie.- To Lavi, Egzorcysta. A pozostali to Allen i Lenalee.- przedstawiłam ich. Morskooka skinęła twierdzącą głową na znak, że rozumie zwracając się do 18-latka.
 - Przepraszam Lavi-kun, pomyliłam cię z kimś.- oznajmiła uśmiechając się do niego miło. Dziewczyna objęła mnie ramieniem mierzwiąc mi włosy.- Nie wierze, że jesteś już wyższa ode mnie. Dobrze cię widzieć skrzacie.- stwierdziła puszczając mnie. Cała trójka Egzorcystów nadal przyglądała nam się zdziwiona. Dziewczyna Podbiegła do najbliższych drzwi otwierając je szeroko.- Mikage! Mam niespodziankę!- krzyknęła ponownie wracając do nas.
 - Sądzę, że to nie jest najlepszy pomysł by go wołać.- stwierdziłam zawstydzonym tonem.
 - Co ty mówisz? Musisz go zobaczyć, to już nie jest ten sam dzieciak co dawniej.- oznajmiła mrugając do mnie porozumiewawczo.
 - Are, are... Po co mnie wołasz Hikari-chan? Wiesz przecież, że jestem zajętym człowiekiem.- z pomieszczenia za niebieskimi drzwiami wyszedł śniadoskóry chłopak o blond włosach z pomarańczowymi końcówkami na grzywce. Miał na sobie garnitur założony w dość ekstrawagancki sposób i o dziwo pasujące dodatki. Luźno założony żółty pasek i opaska na prawe oko. W żadnym stopniu nie przypominał tego Mikage, którego zapamiętałam.


     Jego oczy uśmiechnęły się na mój widok.
 - Ami-chan!- krzyknął podbiegając do mnie. Zarumieniłam się mocno na jego widok. Silne ramiona blondyna objęły mnie.- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.- oznajmił. Westchnęłam z ulgą.
 - Zmieniłeś wygląd, ale zachowujesz się jak dawniej.- stwierdziłam zadowolonym tonem. 20-latek puścił mnie uśmiechając się chytrze.
 - Nieprawda. Jestem bardziej konkretny.- oznajmił składając na moich jasnych ustach delikatny pocałunek. Wszyscy przyglądali nam się oszołomieni. Uderzyłam go w głowę rumieniąc się jeszcze bardziej.
 - Co to miało znaczyć, idioto?!
 - Odebrałem tylko moją nagrodę
.
 - Nagrodę?! Przestań się wygłupiać i oddawaj mój pierwszy pocałunek!- Mikage ujął w dłoń moje włosy składając na nich przelotny pocałunek.
 - Taka ślicznotka i jeszcze nigdy się nie całowała?- spytał. Zaczęłam rzucać w chłopaka wściekła najróżniejszymi obelgami. Hikari podeszła do moich zdziwionych przyjaciół wręczając Allen'owi 2 klucze.
 - Mikage nie da jej spokoju dopóki nie postawi na swoim. Wasze pokoje to 229, 230.- oznajmiła uśmiechając się do nich miło.
 - Czyż nie jestem najważniejszym mężczyzną w twoim życiu?
 - Nawet jeśli byś był, to nie daje ci prawa do molestowania mnie!
 - Nie zaprzeczyłaś!
 - Ale też nie potwierdziłam!
 - Po prostu przyznaj, że mnie kochasz.
 - Nie ma szans
 - Więc jednak kochasz, ale się do tego nie przyznasz?
 - Idiota!
 - Jesteś zła?
 - ...
 - Jesteś?
 - Tak- mruknięcie.
 - Nie słyszałem, jesteś?
 - Tak!
 - A kochasz mnie?
 - Tak!- zakryłam szybko usta ręką. Mikage zaczął się śmiać. Spiorunowałam go wzrokiem. Na mojej skroni pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka.- Zrobiłeś to specjalnie!- warknęłam przyglądając się wyszczerzonemu chłopakowi.
 - Wcale nie- poczułam na sobie uważne spojrzenie. odwróciłam głowę spoglądając w oszołomioną i przyglądającą mi się twarz Lavi'ego. Spuściłam delikatnie mój smutny wzrok. Niebieskowłosa spojrzała na mnie zdziwiona.
 - Lubisz tego chłopaka, prawda?- spytała choć było to bardziej stwierdzenie. Powinnam zaprzeczyć, ale mimowolnie skinęłam głową. Rudzielec zniknął już na schodach prowadzących na wyższe piętra. Blondyn stanął za mną obejmując mnie w pasie. Jego dłonie błądziły po moich biodrach.
 - Rywal w miłości?- spytał owiewając swoim oddechem moje ucho. Przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Odepchnęłam niebieskookiego czerwieniąc się.
 - Kocham cię, ale tylko i wyłącznie jako brata!- oznajmiłam przyglądając się 20-latkowi uważnie. Śniadoskóry westchnął cicho rozkładając bezradnie ręce.
 - Super szczera, jak zawsze.
 - Jeśli chcesz jakieś informacje na temat Innocense to idź po przyjaciół i przyjdźcie na "Egzekucje". Spotkamy się tam, kończę za godzinę.- powiedziała Hikari podając mi czarną wizytówkę. Spojrzałam na dziewczynę lekko zdziwiona. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech. Skinęłam delikatnie głową ruszając w stronę pokoju.
    Weszłam do pokoju rzucając się na łóżko.Lena przyglądała mi się uważnie zdziwiona moim zachowaniem.
 - Hikari wie coś na temat Innocense, mamy się z nią spotkać za 2 godziny.- oznajmiłam przewracając się na plecy. Po mojej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Zielonowłosa zaśmiała się krótko.
 - Rzeczywiście musiałaś za nimi tęsknić.- stwierdziła miłym tonem. Podniosłam się do siadu spoglądając na nią zdziwiona.- Nigdy nie widziałam cię szczęśliwej. Ci ludzie naprawdę muszą dla ciebie wiele znaczyć.- dodała uśmiechając się do mnie promiennie. Przeczesałam dłonią włosy, a moje oszołomione spojrzenie utkwione było w podłodze. To nie miało być tak. Czy ja naprawdę potrafię jeszcze być szczęśliwa? Śmiać się z Hikari i Mikage? Z ludźmi, przez których odrzuciłam przyjaźń? Ludźmi którzy mnie zdradzili i nie było ich wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam pomocnej dłoni? Czy aż tyle znaczyli dla mnie ci ludzie? Czy ja naprawdę mogłam nie zwracać uwagi na cały ten ból i po prostu znów szczerze się uśmiechać? Jeśli tak to czy mogłam zacząć nowe życie? Zapomnieć o przeszłości i być tym kim chciałam? Naprawdę mogłam to zrobić? Z dumą spojrzeć Shiro prosto w twarz i powiedzieć, że dorosłam? Powiedzieć, że jestem tym kim Matt chciał bym się stała? Nareszcie oderwać się od klątwy i z uśmiechem na twarzy wyczekiwać nowego dnia? Czy naprawdę mogłam do cholery ponownie stać się Anne?!
   Spojrzałam na moje drżące dłonie. Z moich ust wydobył się kpiący śmiech. Lena przyglądała mi się cały czas oszołomiona.
 - Wiele znaczyć? Co za głupota.- warknęłam pochylając się nad moimi kolanami. Rękoma obejmowałam się za głowę. Czułam jak drżę, ale nie potrzebowałam pomocy. Pomoc rodzi się przez współczucie. A współczucie to najgorsze uczucie jakim ktoś może mnie obdarować.

1 komentarz:

  1. spoko masz ten blog, czekam na nastepna notke.Zycze dobrej weny :3 Pozdrawia Vitta

    OdpowiedzUsuń